piątek, 28 września 2012

wtorek, 25 września 2012

Imagin trzydziesty ósmy~ Nialler.



-Odejdź ode mnie i daj mi spokój raz na zawsze!- Wykrzyczałaś do niego. -Nie chcę cię tu więcej widzieć!- dodałaś i zatrzasnęłaś mu drzwi przed nosem. Rzuciłaś kwiatka na podłogę i poszłaś do kuchni. Wzięłaś szklankę, paczkę chipsów i przeszłaś do salonu. Podeszłaś do barku swojego taty i wyjęłaś stamtąd jedną butelkę brandy. Usiadłaś po turecku na kanapie i włączyłaś jakąś komedię romantyczną. Po dziesięciu minutach i tak nie wiedziałaś o co chodzi w filmie, a brandy była ohydna. Odstawiłaś butelkę na szklany, porysowany już przez ciebie stolik i znów podeszłaś do barku. Wyjęłaś najzwyklejszą, czystą wódkę, a w telewizji włączyłaś jakąś krwawą jatkę. To było jedyne, czego dzisiaj potrzebowałaś. Usadowiłaś się wygodnie na kanapie i zaczęłaś wpieprzać chipsy, kątem oka wyjrzałaś na taras, on wciąż tam siedział, smutny, przygnębiony, patrzył się na ciebie, ale wiedziałaś, że nie widzi co robisz, gdyż w oknach miałaś lustra weneckie. Wkurzona zatrzymałaś film, podeszłaś do okna, uchyliłaś je, pokazałaś mu środkowy palec, następnie on odszedł już nawet nie spoglądając w twoją stronę. Ponownie wróciłaś na kanapę i dokończyłaś oglądanie filmu.

Przebudziłaś się, na pewno było już widno, ale nie miałaś pojęcia, która godzina. Nie miałaś nawet pojęcia, jak i kiedy zasnęłaś. Podniosłaś głowę szukając telefonu, i wtedy poczułaś ten okropny ból głowy~ kac, cholernie go nienawidziłaś. Była 06:12 am., za czterdzieści minut miałaś wychodzić do szkoły! Pobiegłaś szybko na górę, wzięłaś najszybszy prysznic świata i zbiegłaś na dół w samej bieliźnie z koncepcją zrobienia sobie kanapki. Oczywiście nie miałaś w lodówce nic, nawet masła, było tylko mleko.
Twoi rodzice wyjechali za granicę ponad trzy tygodnie temu, w celach zarobkowych. Żeby nie przysyłali tu babci obiecałaś, że sama sobie poradzisz i, że nie będzie źle. Oni znów uwierzyli, a ty znów nie dotrzymałaś słowa. Zrobiłaś obrót o 360 stopni i ujrzałaś to, czego najbardziej się obawiałaś. Syf, kiła i mogiła. Wszędzie było tak brudno, że ledwo dało się przejść. Wszystkie naczynia, jakie mieliście w domu, były na stole, praca domowa, kubki, ubrania, zeszyty, kredki, twój rysownik i pranie również się na nim znajdowało. Złapałaś się tylko za głowę i w tym momencie zadzwonił ci telefon. Dzwoniła twoja najlepsza kumpela: Cześć [T.I], mam nadzieję, że pamiętasz, żeby zabrać strój? Jak nie, to będzie źle...." mówiąc to zaśmiała się chytro. "No tak! Cholera! Casting!" krzyknęłaś w myślach i poleciałaś na górę po strój cheelreeder'ski. Założyłaś się, właśnie z przyjaciółką, która dzwoniła. Przegrałaś, za to musiałaś iść na casting na cheelreaderkę. Kumpela na pewno chciała zrobić z ciebie pośmiewisko, choć nie miałaś pojęcia czemu, ale inaczej, gdybyś nie poszła na casting, musiałabyś umówić się z NIM... -Niall- wyszeptałaś tak cicho, że sama ledwo siebie słyszałaś. Nie chciałaś o nim myśleć, na myśl o nim czułaś straszny ból w klatce piersiowej, tak samo było i tym razem, aż zgięłaś się w pół. Ale spojrzałaś na zegarek i od razu wszystko przeszło, miałaś dziesięć minut do wyjścia, a nawet nie byłaś ubrana. Wzięłaś do ręki kromkę suchego chleba i poleciałaś na górę po ubranie. Włożyłaś ten nieszczęsny strój do plecaka, a sama speed'em ubrałaś się w to: http://www.google.pl/imgres?q=ubranie+do+szko%C5%82y&um=1&hl=pl&sa=X&biw=1280&bih=845&tbm=isch&tbnid=bhlFFC5NHdMZkM:&imgrefurl=http://codziennastylowka.blogspot.com/2012/09/ubranie-do-szkoy.html&docid=1Fkrzau49kOjbM&imgurl=https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj62Hcvwam_6hQjaThTSdajdzMUKIFOviEm54AMH_hDDL6hJ7jVJg6bcwtVH-O_W3zgp1l-2IMyA5IWejdvgvNO0grMxlRGjRqNWY1sr_sf4kbsNrTRAylatlchiN8EhXyHhTiT43Yaqdg/s1600/1233732542.jpg&w=746&h=607&ei=xtJgUKubOI2Pswa9iYDIBg&zoom=1&iact=hc&vpx=752&vpy=335&dur=593&hovh=202&hovw=249&tx=185&ty=118&sig=101663603041571061987&page=1&tbnh=155&tbnw=190&start=0&ndsp=26&ved=1t:429,r:10,s:0,i:112. Zbiegłaś na dół i pospiesznie przekręciłaś klucz w drzwiach z myślą, że dziś już posprzątasz. Ale tak myślałaś codziennie wychodząc z domu....

Lekcje jakoś szybko minęły, w sumie to lepiej, ale tylko z jednej strony. Za dwadzieścia minut zrobisz z siebie pośmiewisko przed największymi "gwiazdeczkami" w szkole.
***
Wyczytano twoje nazwisko, weszłaś na halę. Na trybunach zobaczyłaś swoją przyjaciółkę, której tylko pokazałaś gest, coś w stylu "już nie żyjesz".
Zaczęło się, zrobiłaś gwiazdę, salto, podskok, wszystko ci wyszło, nawet bez najmniejszej potyczki, byłaś w szoku, a zarazem dumna. Tylko.... Jeden, głupi, prosty krok popsuł wszystko. Prawie upadłaś, ale nie ze swojej winy, ktoś jakby podstawił ci nogę, ale nie miałaś pewności. Poczułaś, że upadasz, ale lądujesz w czyichś ramionach. Odwróciłaś głowę i spojrzałaś w górę.
Magii tych oczu, i oczojebnego blondu nie pomyliłabyś z niczym i nikim innym, po prostu zawsze serce wyskakiwało ci z płuc na JEGO widok. Postawił cię i rzucił nieśmiałe i zawstydzone "hej [T.I]". -NO CHYBA CIĘ POJEBAŁO!- Wykrzyczałaś, wyrwałaś mu się i ze łzą spływającą po policzku w wyniku wspomnień zaczęłaś wybiegać z hali. Uciekłabyś mu, gdyby ktoś nie otworzył drzwi. Stanęli w nich: Harry, Zayn, Liam i Louis. Poprosili cię, żebyś tylko dała mu szansę, żeby dokończył zdanie. -Proszę, nie mogę już słuchać, jak płacze nocami i patrzeć, jaki jest przygnębiony. [T.I], znamy się już prawie dziesięć lat, chyba możesz dać mu szansę, chociaż daj mu dokończyć zdanie, które zaczyna zawsze, jak cię widzi, proszę....-Powiedział Hazza błagalnym tonem. Poczułaś, jak łzy spływają ci po policzku. Jedną otarł ci Zayn i odwrócił cię lekko o 180 stopni. Za tobą stał Nialler. Twój, kochany, Irlandzki chłopczyk z miną tak pokorną, że aż słodką. -[T.I], proszę, daj mi skończyć, potem sobie idź, odchodź, zostaw mnie, jeśli ci już na mnie nie zależy. Daj mi tylko dokończyć to zdanie.- zaczął. -Tak, to prawda, całowaliśmy się...- przed oczyma stanął ci obraz tego, gdy widziałaś NIALL'a  i jakąś inną gwiazdkę show biznesu, całujących się w parku, i jego rękę na jej biodrach... Obróciłaś się i pobiegłaś, reszta chłopaków ustąpiła ci miejsca. Wybiegłaś na hol i po chwili poczułaś, że ktoś łapie cie za nadgarstek, mocno, jakby chciał cię nigdy nie wypuścić. -To ona mnie pocałowała, moją rękę na sobie też położyła ona! Nie chciałem tego, od razu się odsunąłem, ale byłaś tam za krótko!- wykrzyczał i zobaczyłaś małą, słoną, okrągłą łzę spływającą po jego policzku. Przysunął cię do siebie i namiętnie pocałował. Nie opierałaś się, wręcz oddałaś się temu pocałunkowi w pełni.










___________________________________________

@sobdoroz, doczekałaś się w końcu swojego Nialler'ka, chuju. <3


Sorry, miałam tego dzisiaj nie dodawać, ale nie mam czasu napisać innego, mam strasznie dużo nauki, a zresztą jestem cholernie śpiąca, wstałam tylko to dodać, dalej idę spać. XD #BrawaDlaMnie. x,
Liczę na komentarz z opinią, aczkolwiek ten nie jest dobry, zaczęty wczoraj o 23... xd
Newermajnd, komment, maybe? :d
Trzymajcie się, #loveyouall. <33 Xxxx
So, dobranoc, wstanę koło 22. xDDD

poniedziałek, 24 września 2012

Imagin trzydziesty siódmy~ Hazza .


My reason.


Samotność.

 Czym ona tak naprawdę jest i co oznacza ? To bolesna świadomość, że brak nam znaczących kontaktów z innymi ludźmi. Pociąga ona za sobą wrażenie wewnętrznej pustki połączonej ze smutkiem, zniechęceniem, poczuciem  oddzielenia oraz niepokojem, któremu towarzyszy silne pragnienie, by być chcianym, po prostu komuś potrzebnym. Często czujemy się porzuceni, niechciani, odrzuceni, nawet gdy jesteśmy wśród ludzi. Ogarnia nas poczucie braku nadziei i silne pragnienie jakiejkolwiek relacji, która uśmierzyłaby straszny ból osamotnienia nie z własnego wyboru. 

Dokładnie tak się czuję.

Nie chcę dłużej udawać. Pragnę rozwinąć skrzydła i poczuć smak wolności, którego nigdy wcześniej nie zaznałam. Duszę się. Brakuje mi powietrza by móc oddychać. Przytłaczająca ciemność próbująca stłamsić moje emocje, które za wszelką cenę chcą się wydostać z mojej głębi. Pragnienie wyzwolenia prawdziwej siebie jest tak silne, że z trudem zakładam maskę każdego poranka po to by zdjąć ją dopiero gdy nikogo nie ma w moim pobliżu. Nie chcę być kołem ratunkowym. Rozumiesz ? Nie chcę.

Każdego dnia odcinam się od innych, stwarzając drut kolczasty wkoło mojego serca, by być pewną, ze nikt już nigdy mnie nie zrani tak mocno jak Ty. Ufałam Ci. Myślisz, ze to mało ? No więc mam w zanadrzu jeszcze jeden argument, uprzedzam, mocniejszy. Kochałam Cię.  Dobrze przeczytałeś.  Nie zaszła tu żadna pomyłka więc jej się nie doszukuj za wszelką cenę.

Poświęciłam się dla Ciebie a kiedy Ty zniknąłeś … nie miałam już nikogo bliskiego. Przyjaciele, jeśli mogę tak ich nazwać, nawiązali nowe znajomości, zapominając o mnie. Nie mam im za złe, widocznie tak miało być. Nie mogę nikogo zmusić do przebywania w moim towarzystwie, ponieważ dobrze wiem, że to niewykonalne.
Potrzebuje kogoś, jednak nikt nie słyszy mojego niemego wołania o pomoc a może nie chcą słyszeć ? To wszystko jest takie zawiłe i niezrozumiałe, nawet dla mnie. Czy kiedykolwiek uda mi się rozwiązać największą zagadkę mojego życia, którą jesteś Ty ?

Skulona opieram się o zimną ścianę, trzymając kubek, świeżo zaparzonej kawy. Przez ścianki naczynia dociera kojące ciepło do wewnętrznej części mojej dłoni. Upijam kolejny łyk, przez co to uczucie towarzyszy mi również w żołądku. Jednak z czasem było go już za dużo, poparzone dłonie wypuszczają kubek, który roztrzaskuje się na miliony kawałków, pozostawiając również ciemną plamę na wypolerowanej podłodze. Sięgam ręką do średniego kawałka szkła, dokładnie mu się przyglądając. Przykładam szkło do ręki, kreśląc pierwszą linię. Po chwili czerwona ciesz spływa po nadgarstku. Jest taka piękna i czysta, dokładne przeciwieństwo mnie samej. Już za chwilę pojawiają się kolejne ścieżki, próbujące załagodzić moje cierpienie z powodzeniem. Tracę równowagę, przytrzymuję się ściany brudząc ją krwią. Przerażona upadam na podłogę, modląc się by Bóg zabrał mnie do siebie.
Wręcz błagam o śmierć.


***

Bezchmurne niebo i oślepiające słońce towarzyszyło porannemu spacerze, które nie pasowało nijak do mojego nastroju. W ręce trzymałam ulubioną książkę, by po długim czasie móc ją przeczytać ponownie. ` 13 powodów` to znaczy 13 powód popełnionego samobójstwa. Przypadek ? Nie sądzę.  Zajęłam miejsce na pobliskiej ławeczce w parku, otwierając pierwszą stronę lektury, wczytując się w kolejne już zdania. Docieram do jednego, które zaciekawia mnie pod innym kątem.

` To nie była decyzja podjęta pod wpływem chwili `

Zaczęłam się zastanawiać, czy tak naprawdę robiąc sobie krzywdę chce umrzeć. Bez wahania odpowiedziałabym tak, gdyby nie ten mały promień nadziei, który nadal się tli w mym rozbitym sercu. Może gdybyś wrócisz, wszystko nabrało by kolorów w moim szarym życiu ? Czy to w ogóle możliwe, że kiedykolwiek wrócisz do mnie ? Wpadniesz w moje ramiona mówiąc, że przepraszasz i tak naprawdę nie chciałeś nigdy odejść, że żałujesz i co najważniejsze mnie kochasz. Warto robić sobie nadzieję, która sprawia mi teraz ból ? To jest trudne.

Wracam w lekturę, jednak nie mogę już się skupić. Każdy z powodów przekładam w myślach na moją własną listę i wiesz co  ?  Harreh, zecydowanie byłbyś moim powodem.


***

Otwieram oczy, spoglądając na puste łóżko koło mnie. Sięgam po telefon, który jednak wskazuje zero połączeń i wiadomości. Nie wróciłeś. Kolejny dzień, co jest równoznaczne z kolejnym rozczarowaniem a to wszystko przez Ciebie. Jestem ciekawa co teraz robisz i czy myślisz o mnie. Czy w ogóle się zastanawiasz co u mnie ? Co by było gdybyś właśnie teraz dowiedział się o mojej śmierci ? Tęsknił byś ? Nie sadzę. Pogrzebałbyś mnie w sercu równie szybko co w ziemi, nie oszukujmy się. Wstaje, ślamazarnie potykając się o własne nogi. Chwytam Twój ulubiony sweter z trzy czwartym rękawem w odcieniu kakao i bez zastanowienia narzucam go na siebie. Do moich nozdrzy dobiega Twój zapach, który jestem w stanie rozpoznać wszędzie. To mi nie pomaga i Ty doskonale o tym wiesz. Spoglądam na książkę, leżącą na kuchennym blacie. Przeczytana prawie do samego końca, dająca mi wiele do myślenia.

` Przy końcu lekcji pani Bradley rozdała ulotkę zatytułowanąSamobójstwo: sygnały ostrzegawcze. Zgadnijcie co się znalazło w pierwszych pięciu punktach ? „ Nagła zmiana wyglądu ”. Pociągnęłam za końce niedawno obciętych włosów. Łeee. Kto by pomyślał, że tak łatwo mnie rozgryźć ? `


Ponowiłam gest bohaterki spoglądając na krótsze kosmyki włosów. Obcięłam je niedawno, dodatkowo zmieniając kolor włosów. Jestem pewna, że teraz nawet Ty byś mnie nie poznał, w końcu ostatnio sama siebie nie poznaje.. Szybkim ruchem głowy odgoniłam poranne myśli zaglądając do pustej lodówki. Nie miałam wyjścia, musiałam wyjść do sklepu. Naciągnęłam ulubione jeansy, zawiązałam sznurowadła butów i wyszłam, nie spodziewając się to co mnie zaraz spotka, wywróci moje życie do góry nogami.


***

Między półkami produktów, przemieszczałam się wraz z wózkiem pełnym zakupów co naprawdę nie miało sensu. Nawet nie mogę jeść gdy Ciebie niema. Jestem świadoma tego jak się zmieniłam od czasu kiedy zniknąłeś, nie tylko fizycznie jak i psychicznie. Podążając już do kasy, zaczęłam szukać portfela, kiedy ktoś uderzył we mnie. Cała zawartość torebki runęła na podłogę razem ze mną. Nie zważając na nic zaczęłam zbierać kosmetyki i inne rzeczy kiedy ktoś się zaoferował.

-Przepraszam, to moja wina. Pomogę Ci.

Serce mi stanęło. Wszędzie rozpoznam ten głos. Charakterystyczna chrypka, która była Twoim znakiem rozpoznawczym. Bałam się podnieść wzrok, mimo tego zrobiłam to a wtedy zatopiłam się w Twoich szmaragdowych oczach. Były dokładnie takie jak zapamiętałam, nie różniły się niczym od tych, których okazywały zdjęcia. Do tego kasztanowe loki, których pojedyńcze kosmyki opadały na czoło, prosząc się o poprawienie ich. Podałeś mi rozsypane rzeczy, a kiedy wszystko wróciło na swoje miejsce podałeś mi dłoń, nie mając pojęcia kim jestem.

- Nic się  nie stało, jestem rozkojarzona – odpowiedziałam, wymijając Cię, kiedy złapałeś mnie za nadgarstki i przyciągnąłeś do siebie. Syknęłam z bólu przez wzgląd na moje rany.

- Myślałaś, że tak po prostu mi umkniesz. Wszędzie poznam te oczy, a do tego mój sweter. Dlaczego to robisz ? –spytał spoglądając na moje nadgarstki.

Nie chciałam, żeby wiedział, że to o jest powodem. Nie odpowiedziałam. Byłam pewna, że to tylko sen a może nawet koszmar. To nie możliwe, ja musiałam śnić. Przecież on zniknął, powiedział, że nigdy nie wróci, nie kocha mnie a teraz tak nagle stoi przede mną w pełnej okazałości.

- Harry, zostaw mnie – wyszeptałam przez łzy.

- Nigdy więcej – odpowiedział pewny siebie całując mnie jak przed tymi paroma miesiącami.

Poległam, poddałam mu się. Od teraz był tylko i wyłącznie moim powodem do życia.
 
@u_smilex
 
 
______________________
 
 
Jak już napisałam, imagin należy do <twitter> @u_smilex. 

No, a więc to jest ogłoszenie wyników konkursu na imagina. :3 (Wszystko działo się na twitter'ze). Spośród dwudziestu kilku prac, wygrała praca Dominiki. :) Imagin jest po prostu genialny, ale Dominika wie, co o nim myślę, nie będę się tutaj rozpisywać. :) 
Niestety, zazdroszczę Dominice talentu. :C Ten imagin jest o wieeeele lepszy, niż każdy mój, który napisałam, nie mam się z nią co porównywać. :c Więc Dominiko wiedz, choć mówiłam Ci to już nie raz, jesteś genialna, a Twoje imaginy, jak i opowiadanie są wyjebane w kosmos. <3 Xxx

Może kiedyś ogłoszę jeszcze konkurs na imagina, to też tutaj was o tym poinformuję. :) Mam nadzieję, że znów zgłosi się sporo chętnych. x


Mój <niestety już gorszy xd> imagin ukaże się jutro, aczkolwiek nie wiem, o której. Jutro w szkole mamy mecz, więc wrócę do domu koło 17. Ale to na 20 tą się  wyrobię, więc nie ma problemu. XD

Ps, liczę na komentarze z opinią, Dominika potrzebuje dowartościowania. :3 xD


Gooooooooood, życzcie mi powodzenia na jutrzejszym sprawdzianie z fizyki, od niego naprawdę dużo zależy..... Xxxxx
 

niedziela, 23 września 2012

Imagin trzydziesty szósty~ Liam.



"To był kolejny cios, prosto, w samo serce. Ale potem było już dobrze,
znów byliśmy razem..."

Zacznijmy od początku.

Liam wydawał ci się być genialnym kandydatem na chłopaka. Inteligentny, mądry, zadbany. Przystojny, męski, silny, czuły i delikatny. Jego cech od samego początku mogłabyś wymieniać setki, albo i tysiące. Nie tylko ty go ubóstwiałaś, twoim rodzicom również bardzo przypadł do gustu, a dziewczyny w szkole patrzyły na ciebie aż krzywym wzrokiem.

Nic dziwnego, wysoki, opalony, przystojny mężczyzna. Jego krótko ścięte włosy, codziennie były pięknie stawiane do góry, tworząc artystyczny nieład. Brązowe, duże oczyska, za każdym razem patrzyły na ciebie z czułością, jakiej nigdy jeszcze nie czułaś, gdy jego wzrok błądził po twoich oczach, przeszywały cię dreszcze, a w brzuchu miałaś uczucie, jakiego nawet nie potrafiłaś opisać. Męski, ale dla ciebie cholernie czuły i delikatny głos, za każdym razem koił twoje uszy i wprawiał w błogi stan.

Spędzaliście ze sobą ponad 3/4 czasu. Reszta, to była tylko nauka. Już byłaś od niego uzależniona, ale nie tak jakoś jak te "plastikowe niunie" 'są uzależnione' od swoich "mięśniaków". To było coś więcej, gdy się nie widzieliście choć jeden, mały, krótki dzień, ty już dostawałaś furii. Byłaś nerwowa, niespokojna, coraz częściej zaczynały drżeć ci ręce.
Czekałaś tylko do dziewiętnastego roku życia, chciałaś za niego wyjść, już nic innego się nie liczyło. Zostało jeszcze tylko półtora roku...

Dziś znów miał przyjść. Zostać na noc, miałaś się po raz pierwszy, rano obudzić i ujrzeć jego idealną twarz. Jego zaspane oczka i plączący się z rana język.
Było koło 19, ktoś zapukał do drzwi. Podekscytowana zbiegłaś na dół i otworzyłaś drzwi. Serce biło ci jak szalone, puls miałaś chyba miliony razy szybszy, a oddech przyspieszony. Po ich drugiej stronie stał twój bóg. Z ręką opartą o framugę spojrzał na ciebie spod oka. Byłaś bliska omdlenia, znałaś bardzo dobrze ten wzrok, ale za każdym razem, przez ponad rok, gdy tak na ciebie spoglądał zapominałaś, jak się nazywasz. Przez dzisiejsze okoliczności było to dla ciebie jeszcze trudniejsze do ogarnięcia, niestety- nie podołałaś, kolana ci się ugięły, wtedy on natychmiast był przy tobie, złapał cię w talii, i czule pocałował.
***
-Ile czasu minęło?- zapytałaś leżąc na swoim łóżku. -No jakieś dwadzieścia pięć minut, niczym nie mogłem cię ocucić.- powiedział przestraszonym, a zarazem rozbawionym tonem. -Widzisz debilu, jak na mnie działasz? Aż mdleję, gdy tylko się zbliżysz...-dodałaś udając obrażoną.
Ten wieczór spędziliście razem, nie liczyło się nic, nawet to, że w każdej chwili mogli wejść twoi nadopiekuńczy rodzice. Leżeliście razem na twoim wodnym łóżku, co jakiś czas śmiejąc się w niebo głosy z tego, jak się na nim bujacie. Wasze rozmowy trwały bardzo, bardzo długo, leżeliście tak do jakiejś drugiej nad ranem, kiedy wymyśliłaś, że czas już się kąpać.
Liam był jakiś dziwny, jakiś inny, jak na jakimś haju. Jakby odpływał, myślałaś, że jest śpiący, ale gdy wstawałaś chcąc iść do łazienki, on niby to chciał cię zatrzymać, ale nie miał siły. Zaczął coś bełkotać, ale ty nic nie mogłaś z tego zrozumieć. Przestraszyłaś się i położyłaś rękę na jego czole, wtedy on przyłożył swoją i jego głowa opadła.
Wpadłaś w panikę, nie wiedziałaś co masz robić, krzyczałaś po rodziców, nie chcąc zostawiać swojego ukochanego. Rodzice naprawdę szybko zadzwonili i przyjechało pogotowie, zabrali GO do szpitala. Ratownicy nie chcieli wziąć cię do karetki, ale ty jesteś naprawdę bardzo uparta w dążeniu do celu, który sobie ustanawiasz. Nie było mowy, od razu wsiadłaś do karetki łapiąc Liam'a za rękę.
Zajechaliście, w trybie natychmiastowym zabrano go na ojom. Porobione zostało kilkanaście badań, prześwietleń i znów badań, pozostawało tylko czekać. Siedziałaś przy łóżku szpitalnym wpatrując się w jego zamknięte, brązowe oczy. Był taki blady, bez wyrazu. Łzy same spływały ci po policzku i schowałaś twarz w dłoniach.
Gdy płakałaś z bezsilności, ktoś delikatnie dotknął twojej dłoni. Rozchyliłaś ręce i ujrzałaś swojego ukochanego, otarł ci łzy ręką i powiedział, żebyś nie płakała. Dodał ciche, ale bardzo czułe "kocham cię, pamiętaj" i znów zapadł w śpiączkę. W tej chwili do sali wszedł lekarz, jego mina nie wyrażała cudownych wieści. Zatrzymał się, spojrzał na ciebie, spuścił głowę, żeby nie patrzeć ci w oczy i podszedł do respiratora. -[T.I] - zaczął. -Liam ma....- nie dokończył. W chwili wypowiadania tych słów rozległ się dźwięk, którego nigdy, przenigdy nie chciałaś usłyszeć. Głośne, przerażające " ________________________________ " upadłaś na ziemię, twarz znów ukryłaś w dłoniach, ale nie, nie płakałaś. Nie docierało do ciebie, nie chciałaś, żeby dotarło,
ale po kilkunastu minutach dotarło. Nigdy więcej go nie zobaczysz.......






_____________________________________________________

Przepraszam, wiem, że ten imagin nie jest jakiś "cool" xd <choć ja takich nie mam, nevermind. xd>
Pisałam go na szybko, mam gości i tak jakoś wyszło. :c
Przepraszam, mam nadzieję, że kiedyś tam widywaliście gorsze, hahahahaha. xD
Nie, że kogoś obrażam, tylko.. Eh, najebałam. :C
Okej, powiedzmy, że opowiecie mi wszystko w komentarzach. XDDDD

Dziękuję, że jesteście, i za to wszystko, co dostaję na twitter'ze. <A, właśnie, jakbyście chcieli mi coś powiedzieć~~@SwagMasta_HNZLL. xDDDDDDDD> #loveYouAll. <3

Pozdro dla Pierdolonego Emosa, za kochane wskazówki. <3 Których i tak nie miałam głowy dzisiaj umieszczać, hahahhahahahahahahahahahahahahhahahahahhahahahahahahha. xD

sobota, 22 września 2012

Imagin trzydziesty piąty~ Harold.



Nie miałaś dwóch ostatnich lekcji, więc wracałaś wcześniej, niestety wypadało to w godziny szczytu. Tłukłaś się zatłoczonym, śmierdzącym i obleśnym metrem, ale nie miałaś wyjścia, nie będziesz czekać na swojego brata ponad trzy godziny, a do domu na piechotę to trochę nie halo, ponad 10 kilometrów. Pomimo, iż mieszkałaś w tak wielkim mieście jakim jest Nowy Jork, wybrałaś szkołę leżącą stosunkowo daleko od miejsca twojego zamieszkania, szkoła, jeśli można to tak nazwać taneczna. W tygodniu miałaś codziennie po dwie-trzy lekcje tańca, reszta to zwykłe przedmioty. Oczywiście, przy takim "profilu" często zdarzały się kontuzje, ale nie zwracałaś na to uwagi, chciałaś robić  to, co kochasz.
Stacja, na której miałaś wysiadać. Poszłaś bliżej do drzwi, chyba jakoś musiałaś wyjść, ale tych ludzi było o wiele za dużo. Metro się zatrzymało, ludzie zaczęli wychodzić, ty razem z nimi. Ale zaczęli się strasznie pchać, byle jak najszybciej. Już wychodziłaś, dźwięk ostrzegający przed zamknięciem drzwi się uruchomił, gdy nagle zaczął wybiegać jeszcze jakiś chłopak. Popchnął cię i upadłaś na ziemię, coś strzeliło, ale nie wiedziałaś, czy to była twoja kość, czy coś na torach. Upadłaś, chciałaś krzyczeć z bólu, ale pomyślałaś, że nie będziesz robić siary.
Bardzo szybko przybiegł do ciebie jakiś chłopak, spytał się, czy nic ci nie jest. -Chyba jakby mi nie było, to bym tu tak nie leżała, nie?!- odpowiedziałaś mu, po czym szybko przeprosiłaś i powiedziałaś, że to z nerwów. Tylko się uśmiechnął i spojrzał na twoją lewą nogę, po czym lekko ją dotknął. Aż krzyknęłaś. -Złamana.- oznajmił. -Skąd to wiesz, przecież nic nie widać.- powiedziałaś zawiedzionym tonem. -Byłem kiedyś ratownikiem, wiem co to znaczy.- odpowiedział ciepłym głosem.-Zadzwonię po karetkę.- dodał po chwili. Nienawidziłaś karetek, szpitali i tego wszystkiego, więc się nie zgodziłaś. Powiedziałaś, że sama dasz radę dojść na postój taksówek. Tylko się tajemniczo uśmiechnął i pomógł ci stanąć. Gdy tylko byłaś w pozycji pionowej od razu ugięły ci się kolana i syknęłaś. Złapał cię i wziął na ręce po czym dodał coś w stylu "Mówiłem, że tak będzie." i dumny z siebie poszedł z tobą w objęciach na dwór.
Powiedział, że tam stoi jego samochód *wskazuje brodą* i że zawiezie cię do szpitala.
Łzy bólu same leciały ci po policzku, więc nie miałaś innego wyjścia, niż zgodzić się. Jakoś uporał się z drzwiami samochodu i bardzo ostrożnie i delikatnie usadził cię na skórzanym fotelu koloru beżowego. Gdy zamknął drzwi dopiero zaczęło cokolwiek do ciebie docierać i zaczęłaś kontaktować. Gdy okrążał samochód, idąc na miejsce kierowcy zobaczyłaś, jaki jest przystojny i z kim tak naprawdę masz do czynienia. Był to wysoki chłopak, o pięknych, ciemnych loczkach. Miał pięknie wyrzeźbione ciało, co uwydatniał biały podkoszulek nałożony do spodni modelu "baggy", które miały kolor ecru. Jego ruchy były płynne, męskie, a cera nieidealna, co oznaczało, że nie dbał o siebie w TAKI sposób. Próbowałaś wywołać wspomnienie, gdy byliście na stacji metra, a on do ciebie podbiegł, wytężyłaś mózg i zobaczyłaś jego piękny, zielony kolor oczu.
Wsiadł do samochodu i się uśmiechnął. Znów. I teraz dotarło do ciebie, że ten koleś jakoś na ciebie działa. Sprawia, że zapominasz o całym świecie, pomimo, iż znasz go zaledwie niecałe pół godziny. Miałaś nieodparte wrażenie, że jednak skądś go znasz. Przypatrywałaś mu się przez pół drogi, aż on w końcu nie wytrzymał i wypalił: Czemu się mi tak przyglądasz? -Cały czas próbuję sobie przypomnieć, skąd cię kojarzę. -odpowiedziałaś mu. -Aaa, hahaha, chodziłem do 2D, ale potem mnie wywalili za opuszczanie zajęć. Wiesz, próby do X-Factor'a, a później w ogóle mi się nie chciało chodzić i jakoś tak wyszło- zaśmiał się. "No tak! To on, koleś, w którym bujało się większość dziewczyn w szkole! Później poszedł do jakiegoś talentshow i podobno stał się sławny, ale jakoś mnie to nie obchodziło" powiedziałaś do siebie w myślach. -No tak, już wiem, to ten piękny i sławny.- Zadrwiłaś. -Co proszę? -odpowiedział trochę zdziwiony. -No tak, wszystkie laski w szkole na ciebie leciały, nie powiesz mi, że tego nie zauważałeś- dodałaś z uśmiechem. -Szczerze? Nie przywiązuję uwagi do takich rzeczy. A ty? To zapewne ta 'piękność'.- Teraz to on powiedział drwiącym tonem. -Co proszę?- zacytowałaś go. -No tak, 3/4 kolesi w szkole na ciebie leciało, a w szatni po wf większość tylko o tobie nawijało. Nie powiesz mi, że tego nie zauważałaś.- Dodał cytując cię, z jeszcze szerszym uśmiechem niż twój. Zarumieniłaś się tylko i odwróciłaś głowę. Zauważyłaś, że w oddali widać szpital. "Matko, ten koleś jest... Nawet nie wiem, co powiedzieć. Mam chyba złamaną nogę, a myślę o NIM, i nawet nie zdaję sobie sprawy z bólu" pomyślałaś. -Niesamowity.- powiedziałaś szeptem, niestety to nie był dobry ruch, podłapał to i spytał co jest takie niesamowite. Odparłaś, że przypomniało ci się, jak wzdychały i mówiły o nim dziewczyny w szkole.

Od razu posadził cię na wózek i szybko zawiózł na izbę przyjęć. Jak już myślałaś wcześniej, nienawidziłaś szpitali, poniekąd dlatego, że się ich bałaś. Jedni się boją klaunów, inni samolotów, jeszcze inni mostów, a kolejni pająków, więc dlaczego ty nie możesz bać się szpitali?
Rutyna, prześwietlenie, badania, znów prześwietlenie. Jeździłaś w tą i z powrotem po całym szpitalu, a Harry był przy tobie. (Pamiętałaś jego imię ze szkoły, zbyt często je słyszałaś).
To było urocze. Oczywiście, nogę od pięty, do połowy uda miałaś w gipsie. Lekarze chcieli cię zostawić w szpitalu na obserwacji, ale nie wyraziłaś na to zgody i chciałaś wracać do domu.

Harreh znów wziął cię na ręce i zaniósł do samochodu. Zaoferował się, że odwiezie cię do domu.

Został u ciebie na cały wieczór, spędziliście go na długich rozmowach i wygłupach, a to był dopiero początek. . . .







_________________________________________


HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHHAH
AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH, TAK, TYLKO HARRY CHODZI ZE SZKLANKĄ PO MIEŚCIE. xDDD HAHAHAHAHAHAHAHHAHAHA
LEJĘ! XDDDD

A ja mam dobry humor,  zresztą chyba widać. XD Ale zobaczymy, co będzie jutro. Dziś dobry, ponieważ wczoraj poznałam KOGOŚ, i się okaże, kim jestem i czy dam radę. W ogóle, może to ktoś, na kogo na serio będę mogła liczyć? Oby, ale nie chcę zapeszać. :D
Pozdro Pierdolony Emosie! <3


Przepraszam, taka dziwna ta fabuła, nie? xD Ojś nie ważne, chodzi o to, że coraz gorzej piszę, aczkolwiek dziękuję wam, za komentarze pod wczorajszym imaginem.
Potrzebuję dowartościowania, hahaha, soł czekam na pozytywne komentarze. XDDDDDDDD
*szantażystawymuszacz*, cóż, taka już się urodziłam. xd
Ale w sumie z krytyką też. :) Lubię krytykę, dzięki temu staram się poprawić. Szczerze? Nie rozumiem  ludzi, którzy hejtują jak ktoś napisze swoje zdanie, takie bardziej krytyczne, bo to chore. Zamiast to przyjąć i starać się poprawić i jeszcze cieszyć, że ktoś jest odważny i chce pomóc, to się jeszcze sapią. Żal po prostu. xd Okej, bo się jeszcze rozpiszę, jak to mam w zwyczaju. xDD

Dziękuję, że tu wchodzicie.
I że jesteście. <3


piątek, 21 września 2012

Imagin tryzdyiesty czwarty~ Zayn.


Siedziałaś jak zwykle, piątek wieczór, nic ciekawego w tv, na komputerze też nic, znudzona wgapiałaś się w kolejne tweety, które w zawrotnym tempie zawalały twoje timeline. Co jakiś czas, ale też sporadycznie odpisywałaś komuś na tweety, ale nic więcej ci się nie chciały. Twoje mentions również szalały, @onedirection odpisali i follow'nęli cię na twitter'ze. Wczoraj, coś tam napisałaś do nich o Polsce, a Nialler ci odpisał, ale to było wczoraj! A mentions dalej szalały....
Wczoraj byłaś w niebo wzięta, latałaś po całym domu, piszczałaś, krzyczałaś, podjara na maxa, ale dzisiaj coś jakoś nie bardzo, miałaś chandrę, z niewiadomego powodu, akurat dzisiaj, z tą myślą było ci jeszcze gorzej. Odkąd wróciłaś ze szkoły cały czas miałaś otwarte karty z twitter'em każdego z chłopaków i oczywiście oficjalnego konta, ale odkąd je włączyłaś cały czas były bez zmian. W pewnym momencie tweet'ów na twitterze przybywało jeszcze więcej i tempie tak zawrotnym, że nie nadążyłaś ich czytać. Wtedy zauważyłaś, że @onedirection dodało tweeta, pomyślałaś, że znów spam do nich, więc nawet nie czytałaś timeline. Otworzyłaś ich tweeta i dostałaś palpitacji serca. Ręce zaczęły ci drżeć, w gardle cię ścisnęło, nawet nie byłaś w stanie krzyczeć. Gdy po raz 2343656747357 przeczytałaś posta o treści "Poland, here we come! Xx" zaczęło to do ciebie docierać. Myślałaś, że rodzice wywalą cię z domu, ale w tym momencie nie zwracałaś na to uwagi. Biegałaś po całym domu, krzyczałaś, śpiewałaś, skakałaś, nawet jedna łza spłynęła ci po policzku, sto razy "gorzej" niż wczoraj.
Oczywiście, jako że już kilka miesięcy wcześniej orientowałaś się, więc teraz bez problemu wiedziałaś, gdzie jest przedsprzedaż i pobiegłaś zamówić bilety przez internet...
***
-Mamo, do cholery, gdzie ta bluza?!- wykrzyczałaś trzy godziny przed koncertem One Direction na Okęciu w Warszawie. Nie miałaś pojęcia jakim cudem, ale prezydent miasta udostępnił największą część lotniska, gdzie miał się odbyć koncert na świeżym powietrzu.
Zamierzałaś się ubrać w bluzę z motywem 1D, którą przywiozła ci ciocia z Anglii. <1.bp.blogspot.com/-RvRaM7tdu60/UBfh9K1p02I/AAAAAAAAAFg/BirBSBPK0s8/s1600/559151_423140564388709_340702165_n.jpg>, do tego leginsy z motywem galaxy i szare converse'y. Miałaś długie, ładne nogi, więc nie było problemu z wyglądem leginsów. Włosy? Naturalnego koloru platyny pozostawiłaś rozpuszczone, sięgały ci do połowy pleców. Zaczesałaś grzywkę i szybko pobiegłaś zjeść obiad i umyć zęby, koncert zaczynał się za jakieś cztery godziny, ale jeszcze musiałaś szybko pobiec z dziewczynami do centrum handlowego, odebrać od takiego kogoś plakat na koncert.
Tak dobrze, że twoi znajomi również byli directioners....
***
-To jest amaZAYN!- Wykrzyczałaś przyjaciołom, staliście pod samą sceną, pierwszy rząd, genialnie. Koncert się jeszcze nie zaczął, więc puszczano przypadkowe piosenki, ale już przy nich mieliście świetną zabawę i ubaw. Koncert się zaczął, weszli na scenę, upadłabyś bezwładnie, gdyby twój kolega, który tam z wami był cię nie złapał, całkowicie straciłaś wszędzie czucie, ale jednak robiłaś wszystko, żeby nie zemdleć. Minuty i piosenki leciały, a ty z każdą sekundą kochałaś chłopaków coraz bardziej, choć wcześniej nie miałaś pojęcia, że to w ogóle możliwe. Nie mogłaś się opanować, już byliście tam przez przeszło godzinę, a ty wciąż cała drżałaś. "Żeby nie zemdleć, żeby nie zemdleć, żeby nie zemdleć, żeby nie zemdleć!"- wmawiałaś sobie cały czas. Kolega, który wcześniej cię złapał, teraz wziął cię na barana -Tylko bez żadnych podtekstów debilu!- krzyknęłaś do niego i powróciłaś do zabawy.
Wtedy, zaczęło lecieć Moments. Zayn podszedł pod sam kraniec sceny, zszedł z niej, i pomimo zakazu ochroniarzy przebiegł wzdłuż barierek przybijając wszystkim piątkę. I zaczął śpiewać swoją zwrotkę. I wtedy...... Zatrzymał się. Podał i trzymał cię za rękę, patrzył ci głęboko w oczy. Nie, nie chciałaś płakać, żeby sobie niczego nie pomyślał, po prostu uśmiechnęłaś się najładniej jak tylko potrafiłaś i śpiewałaś razem z nim. Puścił do ciebie oczko, a następnie wrócił na scenę. Myślałaś, że serce ci wyskoczy, zeszłaś z chłopaka i zaczęłaś piszczeć razem z przyjaciółkami. I tak tego tłumu byście nie przekrzyczały, więc mogłyście się drzeć do woli.
Koncert dobiegał końca, chłopaki mieli zaśpiewać ostatnią piosenkę~ LWWY. "Cóż, chociaż wspomnienia na sam koniec będą najlepsze" pomyślałaś sobie i starłaś łzę spływającą po policzku.
-Dobra, koniec, zmywamy się.- powiedział kolega, który już dwa razy miał cię dzisiaj w objęciach.
-Okay, ale musimy sobie jeszcze trochę poczekać, przecież nie będziemy pchać się przez to bydło, jesteśmy w pierwszym rzędzie, a ja chcę jeszcze pożyć!, hahaha.- Odpowiedziałaś mu. Poczekaliście, wszyscy się ogarnęli, więc i wy zaczęliście powoli wychodzić. Szliście cały czas gadając, było już naprawdę mało ludzi, więc wyszłaś i szłaś przodem do znajomych. Cały czas nawijałaś o Zayn'ie, twoja paczka nie od dziś wiedziała, że to właśnie on jest twoim mężem number one. Nawijałaś i nawijałaś i nie mogłaś się zamknąć, właśnie opowiadałaś, jaki on jest cudowny na żywo, i, że jakbyś mogła to byś go schrupała, choć i to byłoby szkoda robić. Wtedy znajomi zaczęli ci pokazywać jakieś gesty, ale nie załapałaś nawet o co chodzi, bo szybko przestali.
Wpadłaś na Malik'a, potknęłaś się o jego nogi i niechcący upadłaś mu w ramiona. Byłaś na skraju omdlenia, coś takiego, to już za dużo. Twój puls wynosił chyba z milion. -Cudowny jestem, tak?- powiedział Zayn patrząc ci w oczy i unosząc brew. -Aaaayyyyeeemmmm....-Język ci się plątał. -Uhm.- Wydusiłaś tylko i spaliłaś się ze wstydu. Wtedy postawił cię ładnie na ziemi i zorientowałaś się, że twoi znajomi stoją kilkadziesiąt kroków od was, a twoje przyjaciółki skaczą z radości. -Cholera, mogli mi powiedzieć, wpadnę na Zayn'a Malik'a!- powiedziałaś do siebie szeptem, potrząsnęłaś i spuściłaś głowę, ale on najwidoczniej to  usłyszał. -Widziałaś, że na początku chcieli cię ostrzec, poprosiłem ich, żeby nic ci nie mówili, że za tobą stoję. Tak na marginesie, Zayn jestem, niezmiernie mi miło, jak również niezmiernie mi miło, że znasz słowa naszych piosenek.- ukłonił się lekko i pocałował cię w dłoń. " Boże, boże boże boże boże boże boże gooooooooood! Zapamiętał mnie z koncertu!" w środku nie mogłaś się opanować, ale jednak trzeba było zachować chociaż pozory. - [T.I], jestem twoją żoną. -Palnęłaś i myślałaś, że zejdziesz! Aż całkowicie spuściłaś głowę i nie mogłaś uwierzyć, że powiedziałaś to na głos. -Rozumiem, co sugerujesz.- Gdy to powiedział, słodko się uśmiechnął i bardzo niepewnie musnął swoimi wargami twoje. I właśnie w tym momencie zapomniałaś, jak się oddycha. Nie wiesz, jakim cudem, ale opanowałaś się, żeby się na niego nie rzucić. Wyszłabyś na kompletną idiotkę, może właśnie to cię powstrzymało? Ugięły się pod tobą kolana i upadłaś, ale on zdążył cię złapać. -Ale przypał. - znów powiedziałaś, znów za głośno. -Wcale nie przypał kotku, to bardzo słodkie.- Powiedział swoim magicznym tonem. -Może wybierzemy się teraz na kawę? - Uśmiechnął się teraz ni to słodko, ni to łobuzersko.
Zgodziłaś się bez najmniejszego wahania, aczkolwiek odpowiedziałaś dopiero po chwili, nie chciałaś przecież wyjść na jakiegoś napaleńca. Przeprosiłaś przyjaciół i spędziłaś kilka ładnych godzin na rozmowie z tym cudownym BadBoi'em....





_______________________________________

LooooooL. xd Przepraszam, jakiś taki dziwny, ale okej, to nie mi ma się podobać. :P
Edit, serio dziwny. O.oo

Nie wyszło mi trochę z tym opisem koncertu, miało go w ogóle nie być, chciałam to pominąć, ale pomyślałam, że trochę napiszę. To było absolutne minimum, mniej się nie dało. XD Bo tak z drugiej strony, pomyślałam sobie, że jakbym miała opisywać koncert, to zajęło by mi to 2488934573463763712965 linijek, a was by po prostu nudziło, stąd też wyszło jak wyszło, mam nadzieję, że nikt się nie zawiódł. xd

Przepraszam, miałam mieć dzisiaj  coś specjalnego, ale niestety nie udało mi się załatwić, ten plastik, z którym gadałam nie chciała mi tego udostępnić, a nalegałam dość krótko, bo myślałam, że się zrzygam jak jeszcze przez kolejne 30 minut będę musiała patrzeć na tą tapetę. Zresztą, nie lubię jej, i ona chyba to wie, więc nawet nie chciała mi tego dać na jeden dzień. #BITCH! 

 
W ogóle przepraszam, ostatnio sama zauważam, że moje imaginy nie są.. hm.... "fajne"? Chyba dobre słowo. Ten styl, słowa, fabuła i wszystko, nie wychodzi mi. Nie wiem, nie mam pojęcia dlaczego, może dlatego, że strasznie się wysilam, żeby napisać tego cholernego "happy" imagina? Przepraszam, wiem, że nie powinnam się tak rozpisywać tutaj i o tym, ale po prostu NIE chcę, żeby to się wam NIE podobało. :C Postaram się to zmienić, może w końcu ogarnąć życie. Może jak ja się ogarnę, to i imaginy będą bardziej ogarnięte? 
Na razie.... Mam do was prośbę, tak, prośbę, choć nie wiem, czy mam takie prawo. Chodzi o to, żebyście poczekali, trochę, nie wiem, może miesiąc? Dłużej raczej nie, muszę zamknąć raz na zawsze pewne sprawy, przestać...... A, zresztą, bo jeszcze się ośmieszę. ;c Jak po tym miesiącu dalej będą takie chujowe imaginy, to po prostu napiszcie do mnie, albo piszcie cały czas, czy widać jakieś postępy, czy wam się mniej, czy bardziej, czy tak samo podoba, okej? Proszę, to dla mnie bardzo ważne. Wiem, i przepraszam, wymagam od was zaangażowania, ale może czasem podziała to w dwie strony? :) Ja angażuję się pisząc to, a wy zaangażujecie się starając się mi pomóc zmienić i ogarnąć? :-)
Teraz zapewne polecą na mnie hejty, zdaję sobie z tego sprawę, ale cóż. Życie to nie bajka, czasem trzeba się ogarnąć bądź zaangażować. Ode mnie, to tyle.

Jeśli ktoś przetrwał do końca, ma u mnie czekoladę. :3 


Dziękuję, za komentarz rownież.... Się nie pogniewam. :P (3 #LoveYouAll. Xxx


czwartek, 20 września 2012

Werson, z przeprosinami. xx



Przepraszam, ale dziś nic nie napiszę. :c
Pomijam fakt, że mam fchuj nauki, mam też rozwaloną głowę. Tak się jarałam LWWY, że aż się potknęłam i jebnęłam na wieszak. To mi rozcięło skórę i tak krew fajnie leciała, wiecie, tak jak na filmach :>, teraz tak cholernie boli mnie głowa, że idę spać, tak, wiem, że bardzo wcześnie, ale naprawdę nie wyrabiam, w dodatku ostatnio w ogóle jakoś się źle czuję, zresztą to chyba widać po imaginach, takie nieogarnięte. :C
Postaram się trochę bardziej zmienić styl, pisanie, no, i wiecie, żeby nie wyglądały na takie na odwal, mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. ;)  I, że imaginy będą wam się bardziej podobały. <3

Wiem, że obiecałam, że wczoraj będzie, ale... Tego nie przewidziałam, naprawdę strasznie was przepraszam, wiem, możecie się na mnie wkurzać, że nie dotrzymuję słowa, wcale się wam nie dziwię, ale... Mam nadzieję, że chociaż mi wybaczycie, może uda mi się jutro zrobić coś speszyl.
Jeszcze raz bardzo was przepraszam, mam nadzieję, że więcej nie będę musiała was tak zawodzić. :'C
#SoSad.





środa, 19 września 2012

Imagin trzydziesty trzeci~ Hazza. <+18>



Nie byliście razem długo. Jakiś miesiąc, góra półtora. Ale jednak to był ON, kochałaś go odkąd wygrał X-Factor, odkąd pierwszy raz go ujrzałaś. Jednak to nie była miłość taka, jaką obdarzacie siebie teraz. Do końca życia będziesz dziękować bogu, że tak się napracowałaś, żeby zdobyć ten bilet, tyle nerwów, jazdy w różne miejsca, musiałaś wykazać się tym, że jesteś nieźle ogarnięta. Myślałaś, czy nie będziesz żałować, że aż tyle spraw musiałaś załatwić i doprowadzić do końca, żeby pojechać na jeden, głupi koncert, na zaledwie kilka godzin. Ale opłacało, ten koncert zmienił twoje życie.

Harold zaprosił cię na spędzenie wspólnego weekend'u. To miała być wasza pierwsza, dłuższa, prawdziwa wycieczka. Przez trasę koncertową ciągle go  nie było, aczkolwiek dzwonił co najmniej dwa razy dziennie.
Byłaś bardzo szczęśliwa, umówiliście się na wieczór na 19, o 20 mieliście wyjeżdżać. Harry rzucił coś, że jedziecie nad jezioro, ale nie chciał podawać więcej szczegółów.
Poszłaś szybko na jakieś zakupy, niby miałaś fazę na kupowanie stroi, butów i lakierów do paznokci, ale według ciebie żaden strój nie nadawał się na weekend Z NIM.
Z [I.T.BFF] przeleciałaś z 30 Londyńskich sklepów, dopiero w ostatnim znalazłaś to, czego tak naprawdę szukałaś. < kostiumkapielowy.pl/photos/stroj-kostium-kapielowy-bikini-z-kokarda-38-m-2072107302.jpg >. Niby bardzo prosty, aczkolwiek na twojej nadzwyczaj idealnej figurze leżał świetnie. 18.30. Zaczęłaś się zbierać, jeszcze tylko szybka kąpiel, ale bardzo szybka, 15 minut i wyszłaś z łazienki. Ubrałaś się w bluzę z motywem misia pandy i leginsy 'galaxy'. Do tego jaskrawożółte vans'y i kilka delikatnych dodatków. Zrobiłaś szybko make-up, ale był strasznie naturalny, ledwo zauważalny. *dzwonek do drzwi* Pobiegłaś otworzyć, po drugiej stronie stał wysoki, lokersowaty chłopczyk w czarnych rurkach i koszulce NIRVANA'y. Rzuciłaś mu się na szyję, tak bardzo tęskniłaś, lekko go odrzuciło, po czym się od niego odlepiłaś, powiedziałaś "przepraszam" i się zawstydziłaś. Loczek podniósł swoją rękę, przyłożył ją lekko do twojej brody, a następnie złożył na twoich ustach gorący pocałunek. Wziął cię na ręce, lekko obrócił i powiedział, że strasznie się stęsknił. Mieliście jeszcze pójść do centrum, Harry miał przekazać coś chłopakom, więc w drodze do salonu, po swój plecak spytałaś, czy możecie już wychodzić. Spojrzał na ciebie z miną 'WTF' i lekko uniósł brew. Zapytałaś o co chodzi, a on kazał ci spojrzeć w lustro. Niby nic nie zauważyłaś, nie było plam, dziur, zaciągnięć... Chłopak poszedł do łazienki, po czym wrócił z suszarką. -Głuptasie, chyba nie myślałaś, że wypuszczę cię na noc z mokrą głową, nie?- powiedział z dość dziwną miną. Ugh! Głowa! Kompletnie o niej zapomniałaś... Nie wiedziałaś, co masz odpowiedzieć. Z jednej strony był uroczy, że pamiętał, a z drugiej nie chchiałaś wyjść na idiotkę, więc szybko znalazłaś ripostę. -Wiesz kotku, chciałam sprawdzić, czy jesteś dla mnie dobrym i opiekuńczym mężczyzną. Test wyszedł pozytywnie.- odpowiedziałaś z cwaniackim uśmieszkiem. Teraz to jego wryło, ale tylko na chwilę. -Nie jestem głupi, ale bardzo się cieszę, że mnie akceptujesz.- powiedział biorąc cię na ręce i niosąc przed lustro, gdzie wręczył ci suszarkę.

Gdy wysuszyłaś włosy wziął twój plecak i poszliście do samochodu.

Zahaczyliście o centrum, przywitałaś się z chłopakami i Zayn znów klepnął cię w tyłek. Zawsze to robił, tym samym przeszywając Harry'ego wzrokiem. Ten zawsze krzyczał coś w stylu "Łapy przy sobie!" a następnie zawsze wywiązywał bójkę. Potem Liam i Lou musieli ich uspokajać i odciągać od siebie, a ty zawsze w tym czasie gadałaś z Nialler'em. Te bójki to takie żarty, Zayn zawsze UWIELBIAŁ wkurzać Hazzę, ale kiedyś skończyło się to wizytą w szpitalu i złamaną kończyną Harry'ego. No, ale cóż, chciał zgrywać bohatera, nie będziesz go powstrzymywać, zresztą kochałaś gadać z Niall'em. Jakoś czułaś się przy nim jak przy starszym bracie, pomimo tak krótkiej znajomości.
***
Wreszcie się odświeżyłaś. Potrzebowałaś tego najbardziej, jak to tylko możliwe. Po półtorej godziny jazdy w gorącym samochodzie byłaś cała spocona. W ręczniku poszłaś do pokoju po rzeczy potrzebne po prostu kobiecie. Usłyszałaś, jak drzwi się zamykają. "O nie! Wracaj palancie!" Krzyknęłaś i pobiegłaś do łazienki. -Nie! Będziesz tu siedzieć przez najbliższe pół godziny, a ja chcę się tylko wykąpać!- powiedział błagalnym tonem. -To jest chamskie, ale okej, zobaczymy, co powiesz przy najbliższej okazji. A miałam dla ciebie niespodziankę...- skłamałaś. -Wystarczy mi, że jesteś. Nie potrzebuję od ciebie żadnych niespodzianek.- powiedział tak uroczym tonem. Aż mimowolnie się uśmiechnęłaś, rzuciłaś jeszcze tylko "zobaczymy" i poszłaś przed tv. Rozłożyłaś się wygodnie i zaczęłaś oglądać film. Szum wody ustał szybko zrobiłaś to, czym chciałaś go ukarać. Wszedł. Stanął jak wryty. Stał i się gapił, nie mógł wydusić z siebie słowa. Leżałaś przed nim całkiem naga, z ręcznikiem obok siebie. -Wiem kotku, że jesteśmy ze sobą krótko, ale... Wiesz... Zbyt bardzo cię pragnęłam od przeszło dwóch lat.- powiedziałaś kuszącym tonem. Podszedł do ciebie i usiadł na łóżku. -No chodź, nie bój się, pokaż, na co cię stań. Przecież nie gryzę. ... Jeśli nie muszę.- Dodałaś śmiejąc się. Zobaczyłaś na jego twarzy ten łobuzerski uśmiech, ten, przy którym zawsze uginały się pod tobą kolana. Nie wiedziałaś, czy uda ci się to, co zaplanowałaś, przecież Harry Styles siedział przed tobą w samych bokserkach, w dodatku z namiocikiem na środku i tak bardzo cię pragnął. Gdy już wstawał, by cię pocałować, szybko mu umknęłaś i zaczęłaś uciekać. Zatrzymałaś się na chwilę i prawie upadłaś ze śmiechu widząc jego zdezorientowaną minę. -No co, skarbie, powiedziałam, że mam niespodziankę. Nie chciałeś, to nie.- Powiedziałaś i oblizałaś palec. -Ooooo, czyżby? Ja się tak łatwo nie poddam.- powiedział z napaloną miną, szybko pobiegłaś do łazienki. Zamknęłaś ją na klucz i głośno się zaśmiałaś. Klucz od twojej strony wypadł z dziurki i zamek w drzwiach się przekręcił. Stanął w nich Styles i położył rękę na framudze. Lekko się przestraszyłaś, natomiast teraz to on się uśmiechnął i powiedział -Może i nie jestem jeszcze dorosłym i dojrzałym facetem, ale takie drzwi śrubokrętem otworzę bez problemu.- uśmiechnął się słodko. -A teraz kochanie zabawimy się po mojemu.- znów ten cwaniacki uśmiech. Podszedł do ciebie i wziął cię na ręce. W jego oczach widziałaś taki ogień, że nie wiedziałaś, czy się go bać, czy się na niego napalać. Zaniósł i położył cię na łóżku. Zrywanie ubrań mieliście już z głowy, więc więcej czasu mogliście poświęcić na lizanie się. *Pomyśl sobie, liżesz się z Harry'm Styles'em...*
Całował cię tak namiętnie i tak... Jak jeszcze nigdy, widziałaś i czułaś, jak bardzo cię pragnie. Wjechał niżej, całował twój brzuch, miałaś łaskotki, a on się tylko z ciebie wyśmiewał. Miałaś na niego cholerną ochotę, przecież niemal dwa lata codziennie fantazjowałaś o nim ze swoją najbliższą przyjaciółką. Zaczął bawić się twoją 'myszką', ale byłaś już na pograniczu, nie chciałaś zbyt szybko kończyć tej idealnej chwili. Wstałaś i zdjęłaś jego bokserki. Potocznie mówiąc, zaczęłaś robić Styles'owi loda. Pomagałaś sobie ręką, a on tak przyjemnie mruczał, był taki seksowny z głową odchyloną do tyłu.
Wstał gwałtownie, położył cię na łóżku i takim zwierzęcym głosem powiedział "Dobra, nie mogę już dłużej czekać, bo zaraz eksploduję." Tylko się uśmiechnęłaś, ale sama do siebie. Wszedł w ciebie, bardzo powoli, był taki delikatny. Taki... Wrażliwy, widać, że strasznie nie chciał sprawić, żeby cokolwiek cię zabolało. Okej, ale początek początkiem, po dwóch minutach pieprzył cię jak szalony. Nie, żeby ci się nie podobało, ale nie pomyślałabyś, że on może być aż taki napalony. Wyjął na chwilę swojego penisa z ciebie, a ty znów się nim zajęłaś, ale dosłownie tylko chwilę, bo on za chwilę już leżał i posadził cię na sobie. Skakałaś po nim, a on się patrzył na twoje piersi jak malutkie dziecko, wziął je w ręce i uśmiechnął się jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Aż się zaśmiałaś, i zmieniliście pozycję. Teraz to znów on był na tobie. Wkładał swojego penisa w ciebie, a ty patrzyłaś na niego takim...... Namiętnym wzrokiem, delikatnie musnął twoją wargę i znów poruszał się w przód i w tył. Nie powiesz, niezły był. Dyszał i mruczał, podczas gdy ty ciągle wykrzykiwałaś jego imię, było ci tak dobrze. Jego wielki penis wchodził i wychodził z ciebie w zawrotnym tępie, byliście już spoceni, a ciebie zaczynało boleć gardło. Ale to nic, wypróbowywaliście najróżniejsze pozycje, Harry co chwilę wracał  i 'przysysał' się do ciebie. W końcu już nie mogłaś wytrzymać, krzyknęłaś głośno i wygięło cię w pół. Opadłaś bezwładnie na łóżko, Harry położył się obok ciebie i opuszkami palców muskał twoje ciało.
Jemu pomogłaś swoimi gorącymi ustami, nie musiałaś nawet bardzo się starać, Harry doszedł równie szybko co ty. Uśmiechnął się tylko i powiedział "Tak bardzo cię kocham...."
Zamknęłaś mu usta pocałunkiem i zasnęłaś w jego objęciach.
Rano obudził cię tak cholernie słodkim "Dzień dobry", że miałaś kisiel w gaciach.
A po chwili uniósł brew i dodał "Skarbie, ale wiesz, że my jesteśmy tu cały weekend, prawda?" i znów ten łobuzersko-cwaniacki uśmiech....




__________________________________________

For @literowe_uomo, w końcu się doczekałaś. :3 <3

Sorry memory, że się spóźniłam, i że wczoraj nie było imagina. Ale wczoraj przy kompie byłam niecałą godzinę, głównie po lekcje... Za to macie dziś dzisiaj +18, wysiliłam się, dla Was. <3
Funkcja "dodaj komentarz" nie gryzie, a ja chcę znać waszą opinię na temat moich "prac". :) Ostatnio mam wrażenie, że piszę strasznie źle, ale nikt mi tego nie powie prosto w monitor... :c

Nie wiem, o której jutro będę, ale raczej na 100% imagin jutro będzie, pomimo iż mam dużo nauki, postaram się. <3


< Polecam bloga http://always-believe-your-dreams.blogspot.com/, czytajcie, Stefa ma już 13 rozdziałów, a tylko 1,1K wyświetleń.... :c <3 >

A u mnie... Komentujcie, nawet krytycznie, lubię krytykę, wtedy staram się się poprawiać, a tak... Chujowo, bo nie wiem, czy dobrze, źle, czy tako... No, to tyle, dziękuję, że w ogóle czytacie. <33




poniedziałek, 17 września 2012

Imagin trzydziesty drugi.



                               Macie NIE BRAĆ przykładu, z moich imaginów.




"Odszedł, haha, czaisz? Odszedł. Tak po prostu. Bez słowa wyjaśnienia, bez żadnej skruchy, przeprosin. Po prostu zniknął. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może nie jestem już wystarczająco dobra, może mam za małe cycki, za krótkie nogi? Może jestem zła w łóżku? Chuj wie, nie odpowiem na to pytanie. I na pewno też nikt inny na nie nie odpowie, poza NIM.
Znów wstałam z łóżka, przecież w końcu trzeba. Wstałam, i nic. Pustka, dom był cichy, nieprzepełniony żadnymi zapachami dochodzącymi z kuchni, podczas, gdy ON zawsze przygotowywał mi śniadanie. Nie było słychać brzęczenia garów z samego rana.
 Nie było już czuć JEGO perfum na mojej pościeli, ręczniku, czy kocu. Nie było jego ubrań porozwalanych po całym domu, czy kosmetyków niechlujnie poukładanych na białej szafce w łazience, zawsze zasypanej JEGO zarostem, który ON zostawiał wychodząc od golenia. Nie było nic, żadnych oznak tego, że kiedyś tu był, że tak namieszał w mojej głowie. Że przyszedł, pobył, i się znudził. To była kompletna pustka, żyłam bo żyłam, nigdy, jak zaczynałam, nie udało mi się dokończyć próby samobójczej. Dlaczego? Nie mam pojęcia, może tak miało być?
Żałuję, cholernie żałuję tego, że w ogóle po raz kolejny aż tak bardzo się zaangażowałam. Że znów się zawiodłam, pomimo iż miałam w swoim życiu już tyle nauczek, jeszcze było mi mało.
Nie miałam nikogo, czułam cholerną pustkę, przyjaciele, rodzina, teraz ON, wszyscy mnie opuścili. Samotność doskwierała mi tak bardzo, że znów chciałam ze sobą skończyć. Wszystko już mam zaplanowane...."

***

"Znów wstałam, znów nie miałam dla kogo, nawet nie miałam siły na to, żeby się ubrać. Ale zrobiłam to, a wiesz dlaczego? Bo wciąż mam nadzieję, że ON wróci. Że ktoś zapuka do drzwi, a ja w brudnym fartuszku kuchennym podejdę do drzwi nie sprawdzając w wizjerze kto stoi po drugiej stronie. I wciąż się łudzę, że to będzie ON. Że stanie przede mną, uklęknie, wręczy mi piękny bukiet i będzie błagał o przebaczenie. A ja pomimo, iż tak strasznie mnie zranił, rzucę mu się na szyję i od tak, po prostu wybaczę. Ale właśnie, łudzę się....
Tak, przyznaję się, jestem od niego uzależniona, od jego zapachu, słów, dotyku, głosu. Męskiego, a tak bardzo chłopięcego. Tego czułego, przecudownego, miękkiego, lekko ochrypłego barytonu i każdej, dogłębnie przemyślanej odpowiedzi i myśli wypowiedzianej nim. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to już kilka miesięcy, ale ja wciąż to czuję. Wciąż tęsknię, i to tak bardzo, że nikt nie może sobie nawet tego wyobrazić. To wciąż boli, a ja wciąż czuję każdą małą, słoną łzę bólu spływającą po moim zimnym, bladym policzku, gdy oglądam jego zdjęcia. Nawet nie mam za co opłacić rachunków, odkąd odszedł nie liczy się już dla mnie nic. Nie potrzebny mi grzejnik, telewizor, nawet jedzenie. Nic nie jest mi potrzebne, gdy nie ma jego. Tylko on jest powodem mojego śmiechu i płaczu. Moich humorków, mojego życia. Ale jego już nie ma, więc....
Ubrałam się, założyłam jakieś stare, podarte jeansy, znoszony top i jakieś kilkuletnie trampki. Narzuciłam na siebie jakąś pierwszą lepszą z brzegu kurtkę, gdyż na dworze było zaledwie kilka stopni. I wtedy wszystko się zaczęło, na nowo, od samego początku, wszystko wróciło. Przyłożyłam oba rękawy kurtki do twarzy, przykryłam nią usta powstrzymując się od krzyku. Wzięłam jeden, głęboki wdech. Znów to samo, znów ten magiczny zapach, który sprawiał uczucie motylków w brzuchu. Nie chciałam na nią patrzeć, ale otworzyłam oczy. Przed oczami stanął mi obraz, gdy to on w niej chodził. Wiele momentów, w których mnie nią okrywał, gdy dostawałam gęsiej skórki. Jak idealnie na nim leżała, dopasowana, pięknie wyprasowana, pachnąca. Wszystko zaczynało powoli wracać. Nie chciałam tego, wzięłam klucze, poukładałam wszystko szybko, ale estetycznie. Wyszłam przekręcając klucz w drzwiach i pierwszy raz od czterech miesięcy wyszłam z domu. W torbie miałam kolejną, nową żyletkę, już znałam cel mojej "podróży". Do innego, lepszego świata.
Zamierzałam iść nad rzekę, tam o tej porze dnia i roku jest praktycznie pusto, nikt mi nie będzie przeszkadzał. Założyłam kaptur, schowałam ręce w kieszenie i szłam znając cel, nie tak jak inni ludzie, po prostu przechadzka po parku. "Już, już niedługo, jeszcze dziesięć minut,  i będę na miejscu" powtarzałam sobie. Z głową schyloną w kierunku ziemi, patrząc, żeby znów się nie potknąć szłam dalej. Wpadłam na kogoś, prawie się przewróciłam, ale mnie złapał. Nie patrząc na tą osobę powiedziałam tylko 'sorry' i poszłam dalej. Dogonił mnie i stanął przede mną, łapiąc za ręce w nadgarstku, fala bólu zalała mnie natychmiastowo, ręce piekły, jakby je ktoś poprzypalał, przecież zaledwie wczoraj płynęły z nich strugi krwi. Uniosłam głowę, i mnie zamurowało. Ta pięknie uniesiona do góry brązowa grzywa z blond pasemkiem. Te piękne, brązowe oczy z cholernie długimi rzęsami, w których topiłam się jak w oceanie za każdym razem, gdy tylko w nie patrzyłam.
Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa, on tylko podwinął moje rękawy i łza stanęła mu w oku. -To przeze mnie? - Wydusił w końcu. -Nie.- skłamałam drżącym głosem. -Możesz mnie bić, lać, nie chcieć, wrzeszczeć na mnie, torturować, wszystko mi wygarnąć, wzbudzić we mnie poczucie winy, ale proszę, nie okłamuj mnie!- krzyknął szeptem i zobaczyłam, jak przezroczysta, niczym kryształ, maleńka, słona łza osuwa mu się po opalonym, męskim policzku. -Nie... Nie chcę, żebyś się nade mną litował. Sam wybrałeś, opuściłeś mnie, nie można być z kimś dla przymusu. W pełni zdaję sobie z tego sprawę, rozumiem, nie zmuszaj się. Kocham cię, ale odszedłeś i..... -Zamknął mi usta pocałunkiem. Nie tyle namiętnym, co delikatnym, wrażliwym, stęsknionym... -I już nigdy więcej....- Dodał przytulając mnie do ciebie najbardziej czule, jak to tylko możliwe. -Nigdy więcej.....- dodałam najcichszym szeptem. "


Siedziałaś Zayn'owi na kolanach, po czym wyrwałaś pierwszą kartkę z pamiętnika. On był cholernie poruszony tym, co przeżywałaś. Powiedział, że następnym razem jak odejdzie, to pozwala ci na zabicie go. Nie odpowiedziałaś nic, ani się nie zaśmiałaś. Ta chwila była dla ciebie zbyt ważna, żeby przywiązywać uwagę do żartów. Wzięłaś zapalniczkę i podpaliłaś przed chwilą wyrwaną kartkę.
Spłonęła szybkim, dynamicznym ogniem, a wraz z nią spłonął cały twój ból, strach i cierpienie, które czułaś przez ostatnie pół roku.






_____________________________________________

Jak? Hahahaha, specjalnie dla was się na maksa wysiliłam i napisałam szczęśliwe zakończenie. Widzicie, jak się dla was poświęcam?  :)))

To jak, komentarz, maybe? :d

Chciałam wam w ogóle podziękować, bo tak dopiero dzisiaj się skapnęłam.
Jak wróciłam na wersonowo po tej dłuuugiej przerwie, to miałam coś ponad 2000 wejść. Jestem tu od półtora miesiąca, a jest już ponad 15.000 wejść. Czyli wychodzi na to, że zdobyłam 13.000 wejść w ciągu miesiąca, zgromadziłam ponad 200 komentarzy i <chyba> zyskałam..eemm.... zgubiłam słowo... no, wiecie, o, regularnych czytelników. Miałam wzloty i upadki, imaginy (trochę) dobre, i te gorsze, i w ogóle, a wy nadal tu jesteście, odwiedzacie, piszecie mi o blogu na twitter'ze, kiedyś się spotkałam, że ktoś polecił go na facebook'u. Jest mi tak cholernie miło i w ogóle... Że ojejciu. *-*
Aż się wzruszyłam. <3

Chcę wam tylko podziękować, za wszystko, za to, że jesteście i ze mną wytrzymujecie, moje humorki, czy coś tam... Kocham was, wszystkich! <3
Xxx


Ps. Nie wiem, czy imagin jutro będzie, mam lekcje do 15.30 i później zajęcia, ale się dowiadujcie. <3

niedziela, 16 września 2012

Imagin trzydziesty pierwszy.

Again.  Czytasz na własną odpowiedzialność,   N I G D Y    nie bierzcie  przykładu z moich imaginów.






Tego dnia nie mogłaś już wytrzymać. Narzuciłaś na siebie ciemnobrązowy sweter z za długimi rękawami i za szerokim obwodem. Wciąż był przesiąknięty JEGO zapachem. Jego zapachem mango z nutką wanilii i tego czegoś, co nadawało temu zapachowi męskości. Przeszłaś jeszcze jedno kółko wokół całego domu, nie powinnaś była tego robić. Zadało ci to kolejną porcję bólu. Łóżko, nietknięte od waszej ostatniej wspólnej nocy. Wszędzie czułaś jego zapach, obecność. Przy podmuchu wiatru, który dostał się do domu przez otwarte okno, przypomniało ci się, jak zawsze cię obejmował, szczególnie gdy gdzieś razem szliście, a było bardzo zimno. Gdy szczęka ci dygotała on zawsze stawał naprzeciwko ciebie, muskał ustami twoje, po czym przytulał w taki sposób, że aż dostawałaś gęsiej skórki, tyle że nie od zimna. Jeszcze na chwilę ściągnęłaś ten swetr, położyłaś go na sofie, na której jeszcze była plama z jego krwi, gdy robiąc ci kanapkę skaleczył się nożem. Zamknęłaś oczy. Myślałaś tylko i wyłącznie o zimnie, które natarczywie okrywa każdy centymetr twojego ciała. Czekałaś. Może to był sen, a ty zaraz się obudzisz, a on znowu przytuli cię tak jak zawsze? Szczęka zaczęła ci dynamicznie drgać, w górę i w dół, coraz szybciej i coraz głośniej. Ale nic się nie stało, nie przyszedł, nie objął cię. Otworzyłaś oczy. Założyłaś na siebie ten swetr, który znów pobudził twoje receptory zapachowe. Poszłaś jeszcze do Miśka, pogłaskałaś go i powiedziałaś, że niedługo znów dostanie jedzenie. On tylko zamruczał... I nic. Nic więcej, on niczego nie rozumiał, nie zdawał sobie sprawy, jak wiele dla ciebie znaczy  to, że dostałaś go od NIEGO.
Na stoliku położyłaś list do swojej siostry, "znajdzie go niedługo", powiedziałaś do siebie. Wyjęłaś z kieszeni telefon, na tapecie ciągle był on, w plikach miałaś same jego i wasze wspólne zdjęcia i filmiki, piosenki, które napisał specjalnie dla ciebie. Kliknęłaś przycisk 'new message'. "[I.T.Siostry], kochana starsza siostro. Nigdy mnie nie zawiodłaś, mam nadzieję, że teraz również nie. Musiałam pilnie wyjechać, nawet nie zdążyłam nakarmić Miśka. Dziś chyba masz popołudnie, o ile dobrze pamiętam, więc mogłabyś z rana przyjechać i dać mu trochę karmy? Na stole jest do ciebie list, odbierz go przy okazji. Kocham Cię bardzo, pamiętaj o tym zawsze. Xxx [T.I]." 'send'. Sms wysłany, wszystko załatwione. Na pewno nie przeczyta go szybko, jest po 4. a.m., jeszcze śpi. Wzięłaś jeszcze do ręki kurtkę, spojrzałaś na Miśka, następnie na wasze wspólne zdjęcia, po czym szybko odwróciłaś wzrok i wyszłaś zamykając drzwi na klucz.
Szłaś ciemnymi jeszcze ulicami ośnieżonego Londynu. Płatki śniegu spadały na ziemię, ale się nie topiły, był silny mróz. Czułaś to, ale nie przywiązywałaś do tego uwagi. Idąc patrzyłaś na te wszystkie pięknie przystrojone domy, w których widać było radość, ciepło rodzinne i miłość, były przepełnione miłością. Uśmiechnęłaś się blado i szłaś dalej. Zimne powietrze uderzało cię w twarz niczym jakieś kolczaste bicze, za wszelką cenę chcące wycisnąć z ciebie łzy. "Nie dam się, nie tym razem, będę silna.", mówiłaś do siebie niesłyszalnym szeptem. Szłaś dalej przez wielkie zaspy i podziwiałaś tak piękne miasto, jakim jest Londyn. Cały przystrojony świątecznymi ozdobami, setki choinek, sztucznych krasnali. Wszyscy bardzo się cieszyli na myśl o świętach, czuć i widać było to w każdym calu. Ty nie miałaś się z czego cieszyć, szłaś więc dalej. W oddali zauważyłaś już cel swojego spaceru. Tower Bridge, doskonałe miejsce.
Weszłaś na most. Zdrętwiałymi rękami starłaś łzy ściekające po policzku, nie byłaś wystarczająco silna, wszystko powróciło. Siadłaś na barierce, wyjęłaś z ręki telefon, ponownie zamknęłaś oczy, "To nic kochanie, nic się nie stało, wiem, że jestem nikim. Ciebie znają na całym świecie. Miałeś prawo odejść, zostawić mnie, znaleźć sobie inną, o wiele ładniejszą, być może inteligentniejszą, rozumiem wszystko. Nie rozumiem tylko jednego. Dlaczego zrobiłeś to bez słowa? Nie napisałeś do mnie nawet głupiego spierdalaj, mam inną. Nic, nie odezwałeś się, odszedłeś bez słowa. Dopiero w szarych, pustych brukowcach zobaczyłam zdjęcia. Zdjęcia, których nie chciałam nigdy zobaczyć. Zdjęcia, które zadały mi cios prosto w serce. Czyżbyś zapomniał, o mnie? Nie wysłałeś nawet sms'a odkąd wylądowaliście na lotnisku pierwszego miasta trasy koncertowej. Dopiero trochę ponad dwa miesiące temu obiecywałeś mi wszystko, że będziesz myślał o mnie w każdej minucie, dopóki bije twoje serce. Obiecałeś, że jak wrócisz z trasy to się pobierzemy, a ja. Ja głupia ci uwierzyłam, bezgranicznie ci zaufałam i powiedziałam, że będę cię kochać dopóki bije moje serce. Właśnie, dopóki bije moje serce...." Mówiąc to na głos, odsłoniłaś prawy nadgarstek zakryty swetrem. Jego materiał przykleił ci się do zadanych sobie zaledwie wczoraj starą, tępą, zżółkniętą i zakrwawioną żyletką, świeżych, nowych, kolejnych ran, które były odskocznią od tego bólu i cierpienia jakie ci zadał ci ON. Oderwałaś swetr od nadgarstka, sycząc przy tym, strasznie bolało. Okryłaś rany ręką i zamknęłaś oczy. Zobaczyłaś łzy w jego oczach, które widziałaś gdy odjeżdżał. Czy były one prawdziwe? Może tylko udawał? A może wiedział, co chce zrobić od samego początku?
Na te pytania już nigdy nie dostaniesz odpowiedzi. Ponownie wzięłaś do ręki telefon i po raz kolejny kliknęłaś opcję nowej wiadomości.
"Kocham Cię, kocham cię Liam, może nie kochałam odkąd istnieję, ale będę kochać na zawsze, aż po wieczność. xx,  [T.I.]" Wysłałaś i cisnęłaś telefonem o jezdnię, o tej porze nikt nie przejeżdżał, ale telefon i tak rozpadł się na tysiąc kawałków. Woda w Tamizie dziwnym trafem nie była zamarznięta, płynęła powoli wzdłuż brzegu. Odbijały się w niej tysiące świateł, światełek i latarni, znajdujących się w pobliżu. Wyglądało to przepięknie.
Wyjęłaś z kieszeni wszystkie wasze wspólne zdjęcia. Stanęłaś na barierce, przerwałaś je na pół i rzuciłaś na rzekę, pięknie wirowały w powietrzu, a maleńkie płatki śniegu, które tańczyły wokół zdjęć pięknie kontrastowały z ich ciemnym kolorem. Gdy ostatni kawałek zdjęcia wylądował na wodzie, ty przesunęłaś jedną nogę w przód. Potem drugą, i już leciałaś. Dopiero teraz czułaś się wolna jak ptak, zdałaś sobie sprawę, że już nigdy więcej nie będziesz musiała cierpieć.




__________________________________________________


Mam nadzieję, że się podobało i, że nie spieprzyłam tego aż tak bardzo. :d 
Byłabym bardzo wdzięczna za komentarz z opinią. 
Nie musi być pozytywny, krytyka jest dla mnie nawet czasem bardziej ważniejsza, gdyż wiem, co robię źle i staram się to poprawić. :)
A jeśli się wam podoba, to również chcę wiedzieć co. :)
Serio, to dla mnie naprawdę ważne. Skoro ja piszę jednego imagina, czasem nawet po 2-3 godziny dziennie, żeby był dopracowany jak najdokładniej, to dla Was poświęcić minutkę, czy góra dwie na napisanie jakiegoś tam komentarza, to chyba nie jest aż tak dużo nie? ;-) 
Staram się jak mogę, piszę to wszystko dla was. <3 Ale czasem mam wrażenie, że piszę to sama dla siebie, więc..... :P 

No, to tyle, sorry, że się dzisiaj tak rozpisałam i to na jeden temat, ale napisałam to, co szczerze myślę. Liczę na was. <3
I mam nadzieję, że doceniacie to co robię dla was.
Czasem czytam 'komentarze' od was na twitter'ze, czy facebook'u, to dochodzę do wniosku, że mam czytelników. *-* I jest mi cholernie miło, kocham was wszystkich, którzy chcecie czytać te moje wypociny! Xxx

sobota, 15 września 2012

Imagin trzydziesty.



Czytasz na własną odpowiedzialność,   N I G D Y    nie bierzcie  przykładu z moich imaginów.


Poszłaś tam, po raz kolejny, znów nikogo nie było, wokół były tylko liście, zero oznak tego, w jakim miejscu się znajdujesz. I ty, ty, która myślała, że ma już wszystko i kompletnie nic innego nie jest jej do szczęścia potrzebne. Myliłaś się, było coś potrzebniejszego od oddychania~ ON.
Siedziałaś na ławce i przypomniało ci się coś, co odmieniło życie was obojga.
Wspomnienia wróciły, wszystko wróciło.
W tej chwili zapomniałaś nawet o oddychaniu. Wzięłaś głęboki wdech z braku powietrza, znów to samo, znów poczułaś ten jego zapach. Męski, stanowczy, a zarazem delikatny i chłopięcy.
Większy podmuch chłodnego wiatru przeszył cię pod kurtką. Wtedy poczułaś jego dotyk. Ten dotyk, którym okrywał cię każdego dnia, za każdym razem, gdy byliście na tyle blisko siebie, żeby było to możliwe. Ten dotyk, pod którym zawsze twoje ciało zaczynało drżeć. Ten dotyk, pod którym czułaś się najbezpieczniejszym człowiekiem w całym wszechświecie. Już nigdy go nie poczujesz.
Dziś był zimny dzień, a noc stawała się lodowata. Siedziałaś na tej ławeczce w krótkiej, czarnej wiatrówce i samych leginsach. Nie zwracałaś uwagi na to, że zaczyna się robić zimno, nawet nie zauważyłaś, że słońce zaczęło znikać za horyzontem. Usłyszałaś wycie wilków, często z NIM przesiadywaliście na werandzie i słuchaliście ich wycia razem, tego kojącego uszy dźwięku, dźwięku, który spośród milionów zabieganych ludzi słyszeliście tak naprawdę tylko wy. Wtedy przypomniał ci się jego uśmiech. Jego śmiech, dźwięk jego głosu. Łagodny baryton kojący twoje uszy. Przypomniało ci się, jakim słodkim i kojącym, a zarazem radosnym tonem witał cię każdego dnia, gdy się widzieliście, ale również jaki smutek był słyszalny, gdy tylko musieliście się rozstać choćby na noc. I znów do twojej głowy weszła ta myśl, która nie dawała ci spokoju po nocach, to wydarzenie, które na zawsze zmieniło bieg wydarzeń....
"Tego wieczoru już kładłam się do łóżka. Wzięłam jeszcze tylko mojego iPhone'a, chciałam sprawdzić jeszcze tylko twittera. Mentions ciągle szalały, ale nie byłam dziś w nastroju odpisywać dziewczynom. Jutro mieliśmy się nie widzieć, miał dużo prób i wywiadów. Już byłam od niego uzależniona, naprawdę nie wiem, jak wytrzymam jutrzejszy dzień bez mojej heroiny. Chciałam jak najszybciej zasnąć, jak najpóźniej wstać i jak najwcześniej znów zasnąć, inaczej to będzie mordęga. Położyłam się już, wysłałam do niego ostatniego sms'a i położyłam głowę na poduszkę przesiąkniętą jego magicznym zapachem. Przychodził tu codziennie, często się na niej kładł, sadzał mnie na sobie i prowadziliśmy długie konwersacje patrząc sobie głęboko w oczy. Ja zawsze przegrywałam, bo zaczynałam się śmiać, wyglądał przekomicznie, grał takiego zamyślonego, zawsze chciał dobierać słowa jak najlepiej. Każda myśl była przemyślana dogłębnie i rozwinięta bardzo dokładnie. To też w nim kochałam, nie dało się nie znaleźć tematu. Biorąc ostatni, głęboki wdech zaczęłam przysypiać. Ocknęłam się, myślałam, że to deszcz, ale było to bardzo nieregularne. Coś zaczęło stukać w moje okno. Zupełnie, jakby małe kamyczki. Wstałam i podeszłaś do okna uchylając je. Było okropnie ciemno, gdybym nie wiedziała gdzie jestem, nawet nie odróżniłabym nieba od ziemi. Nie wiedziałam o co chodzi, dopóki nie usłyszałam jego głosu. Powiedział, żebym zeszła na dół. -Pogięło cię? Rodzicie się obudzą i będę uziemiona na miesiąc!- odpowiedziałam mu krzycząc szeptem. Chwila ciszy. -Hm. No dobra, ufasz mi?- Powiedział. -No jasne, że ci ufam, skąd to pytanie?- oburzyłam się. -No to skacz.- Powiedział, niepewnie. -Chyba cię coś boli kotku.- Rzuciłam nie wiedząc czy się śmiać z jego głupoty, czy z tego, że za każdym jego głupim pomysłem tak do niego mówiłam. Zapalił jakąś wielką latarkę, o bardzo mocnym świetle i spojrzał na mnie, następnie dodał. -Będzie bolało, i to dużo dużo bardziej, jeśli nie  przeprowadzimy tej rozmowy.- Powiedział bardzo stanowczym tonem. Spojrzałam na niego i zauważyłam jego wyraz twarzy. Za wszelką cenę starał się to ukryć, ale ten ból na jego twarzy aż raził. Zgodziłam się, widziałam, że coś go męczy. Przełożyłam nogę przez parapet, zamknęłam oczy,           skoczyłam. Zimny powiew wiatru uderzył mnie w twarz niczym wielka śnieżka podczas zimowych poranków. Lot był króciutki, nie zawiodłam się, złapał mnie bez problemu, ale że jest nieogarnięty, to już inna sprawa. Potknął się o jakiś korzeń i już leżeliśmy na ziemi. Ja się zaśmiałam, stopniowo zniżając ton śmiechu aż do bezgłośnego, gdy zauważyłam, że JEMU nie jest do śmiechu. Chciałam go pocałować, bardzo namiętnie, jak zawsze na powitanie, ale on przechylił głowę w inną stronę. Coś musiało być nie tak, od razu wstałam, on za mną. Nic nie mówiąc wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić przez dziką puszczę czarnej nocy. Powietrze stawało się z każdym krokiem coraz zimniejsze, w końcu moja szczęka zaczęła nerwowo chodzić w górę i w dół. Chłopak to usłyszał, zdjął swój swetr i nałożył na ciebie, całując cię w czubek głowy. Tak bez słowa, bez niczego, bez uczucia.... Zaszliśmy pod huśtawkę, rzadko tam bywaliśmy, a jak już, to przez coś dziwnego. Zaczęłam mieć dziwne przeczucia.
Siadł na huśtawkę, posadził mnie okrakiem na sobie. Spojrzał mi prosto w oczy, ale od razu odwrócił wzrok. Jego twarz wyrażała tyle bólu, a gdy ja jemu spojrzałam w oczy, zakręciła mi się łza. Nie widziałam jeszcze nigdy u nikogo tyle bólu, przerażenia, smutku... Zauważyłam łzę w prawym oku. Nie była to łza oznaki tego, iż jest słaby, tylko, że jest coś, z czym...... Z czym może sobie nie poradzić. Bałam się zapytać, bałam się w ogóle odezwać. Wtedy spojrzał na mnie. Pierwszy raz tej nocy spojrzał na mnie swoim przeszywającym wzrokiem. Objął mnie, złapał moją twarz w swoje obie, silne ręce. Złożył na moich ustach pocałunek. Zbyt namiętny, zbyt wiele było w nim uczucia, jak na nasze zwykłe całusy. Jego wargi były gorące, język namiętnie świdrował moje podniebienie. Zaparło ci dech w piersiach, on natychmiast, gwałtownie przerwał. Potrząsł głową, i chyba powiedział 'przestań', ale do siebie, bo zbyt cicho, aczkolwiek w głuchej ciszy ciemnej nocy słychać było nawet rytm jego serca. Ponownie ma mnie spojrzał i w końcu powiedział: [T.I.], wyjeżdżamy jutro, trasa, koncerty, nie____________ *zadrżał mu głos* Nie mam czasu na związek. Muszę całkowicie poświęcić się karierze, nie chcę cię już." Postawił mnie, pocałował mnie jeszcze raz w czoło, teraz bardziej 'bez uczuciowo'. Odszedł."

Zgięłaś i rzuciłaś gdzieś w czarny las swoją kartkę z pamiętnika. Wiedziałaś, że już na nic się nie przyda.

Nie chciałaś tego, mogłaś go powstrzymać, powiedzieć, gdyby.... Gdyby poszedł choć minutę później, on by nie nadjechał. Nie wyleciałby zza zakrętu, nie wyhamowując. "W ogóle, gdybym się nigdy nie urodziła, nie.... Nie doszłoby do tego" myślałaś. Każdego następnego dnia ta myśl chodziła ci po głowie, nawiedzało cię to w snach.

Tego też nie chciałaś. Chciałaś znów  go spotkać, wiedziałaś, że wciąż cię kocha. Dlatego tak go bolało, gdy mówił ci, że "już cię nie kocha".

"Idę do ciebie kochanie". Powiedziałaś zamykając oczy.
Wstałaś z ławki nad grobem TWOJEGO loczka. Twojego, już wkrótce na zawsze....
Krew płynęła strugami, przebiłaś tętnicę. O to ci chodziło,
Padłaś na ziemię, bezwładnie, nieruchomo leżałaś na coś, co było już nieuniknione. Na coś, co wreszcie zaprzestałoby twojemu cierpieniu....
"Kocham cię Harreh", powiedziałaś i twoje serce stanęło.






_______________________________________________

Dla Dominiki, która mnie nachnęła. Za cenne wskazówki, i w ogóle, że jesteś. <3 Xxxx

Trochę przeze mnie ukoloryzowana, aczkolwiek historia, która miała miejsce naprawdę, niecały rok temu. Dopiero teraz jestem w stanie jakoś normalnie o tym myśleć, czy pisać, więc powstało to.
X, wiedz, że pomimo tego, że znałyśmy się tylko przez internet, kochałam cię. Żałuję, że już cię przy mnie nie ma...


Nie chcę.........
Nie chcę o  tym wszystkim myśleć. O tym, co mnie do tej pory otacza. O tym, o ludziach, jak mnie traktują i postrzegają. Tak, jestem samotna, nie umiem już w pełni zaufać ludziom, zbyt wiele razy się zawiodłam...