środa, 26 czerwca 2013

Imagin sześćdziesiąty ósmy~ Zayn




Wsiadłam do zapełnionego autobusu, przyłożyłam kartę do czytnika i ruszyłam w kierunku ostatniego siedzenia. Przemierzyłam już pół drogi co raz to spoglądając na brudnych i śmierdzących „meneli”. Oni patrzyli na mnie wzrokiem pedofili, to też jak najszybciej chciałam znaleźć się na końcu pojazdu komunikacji miejskiej. Usiadłam na samym końcu, na ostatnim siedzeniu, włożyłam słuchawki w uszy i puściłam "Birdy- People help the people". Uwielbiam tą piosenkę, jest magiczna. 
Kojące dźwięki otulały moje uszy, a ja oparłam głowę o własne ramię i zaczęłam myśleć. Nie było mi to dane na zbyt długo, ponieważ już po chwili moje oczy coraz rzadziej mrugały i przez przytłaczający i długi dzień zmęczenie zaczęło coraz bardziej ogarniać moje ciało. Całkowicie straciłam panowanie nad moją głową, a dzięki delikatnym kołysaniom autobusu jeszcze szybciej odpłynęłam w krainę snu. 
Po pewnym czasie poczułam delikatne szturchnięcia w moje prawe ramię. 
-Obudź się, obudź! Zaraz przegapisz przystanek!- rozkazująco szeptał pewien głos. Docierał do mnie ściszony, jak przez mgłę, ponieważ ledwo co otworzyłam oczy. Spojrzałam na chłopaka. Był wysoki, miał ciemną karnację i mocno ciemne włosy. Jego brązowe oczy spoglądały na mnie z czułością i lekkim rozbawieniem. Był męski i dobrze zbudowany, lecz mocno szczupły. Dobrze ubrany, a na jego palcach spoczywał piękny sygnet. 
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu za uratowanie przed długim powrotem do domu i wyskoczyłam z autobusu zakrywając głowę przed deszczem. 
Przechodząc piaskową ścieżką wzdłuż drogi mogłam już zdjąć ręce z głowy dzięki wielkim sosnom stojącym i zwisającym tak, że można się było bez problemu pod nimi schować.
Szłam w przemoczonej bluzie i butach oraz ze słuchawkami w uszach i myślałam, co będę dziś robić. Dzień jest taki nudny, brzydka pogoda, nie wiadomo, czy ktoś będzie w domu...
Doszłam pod dom, szłam góra jakieś 5 minut, ale i tak zdążyłam nieźle zmoknąć. Szybko schowałam się na werandę i w kolorowym plecaczku znalazłam klucze od domu. Włożyłam mosiężny kluczyk w wielkie, zielone drzwi i wbiegłam do domu. Rzuciłam plecak na kanapę i ruszyłam w kierunku lodówki. -Mamo, tato? {imiona twojego rodzeństwa}? Jest ktoś w domu? Halo.- pokrzyczałam bezskutecznie i otworzyłam drzwi lodówki. Był w niej pojemnik z jedzeniem, a na nim karteczka 

"Kochanie, odgrzej sobie obiad. Dzieciaki są u kuzynki na noc, a my wrócimy bardzo późno. Nie czekaj na nas. Kocham Cię, 
mama" 

-No świetnie- westchnęłam i wrzuciłam posiłek do mikrofalówki.
Poszłam na górę po ręcznik i suche ubrania. Podczas wycierania włosów usłyszałam kilkakrotne "PIP PIP PIP" i poszłam na dół wyjąć małe pulpeciki i zasiąść do obiadu.
Wzięłam sztućce i ruszyłam w kierunku salonu. Rzuciłam się na kanapę biorąc do ręki pilot od telewizora i włączając laptopa. Bez życia skakałam po kanałach, co chwilę biorąc do ust kolejny kawałek mięsa.
 Siedziałam bezczynnie przed telewizorem, z laptopem na kolanach dołując się, że ten weekend zaczął się i będzie beznadziejny, a dzień jest cholernie nudny i nie mam co robić. 
Postanowiłam sprawdzić portale społecznościowe. Zalogowałam się na twitter i facebook w celu sprawdzenia co się dzieje u moich znajomych. Przeglądałam timeline z nadzieją, że coś znajdę, jednak nie było tam nic oprócz plotek na temat celebrytów, związków, czy planów różnych ludzi na weekend. Ewentualnie przewinęło się kilka zdjęć, ale były one dla mnie kompletnie bez znaczenia. 
Puściłam sobie muzykę na youtube, grała ona w tle programu informacyjnego, który leciał w telewizji. Po kilku minutach nic nie robienia zaczęło delikatnie grzmieć. -Coraz lepiej się zaczyna.- syknęłam pod nosem i dalej szperałam w internecie. Nie minęło dużo czasu, kiedy mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie pojawiła się informacja o nowej interakcji na twitter. Weszłam szybko i ujrzałam wiadomość od koleżanki ze szkoły:


Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ dzisiaj ani w szkole ani nigdzie nikt nie mówił o żadnej imprezie. W dodatku z tą koleżanką spotykałam się góra raz w tygodniu, dziwnie było dostać takie zaproszenie. Z drugiej strony bardzo się ucieszyłam, że jednak dzisiaj nie będzie takie straszne i nudne. Przemyślałam sprawę i wysłałam koleżance odpowiedź:



Wysłałam i spojrzałam na zegarek. "CHOLERA!" Krzyknęłam widząc, że już po 16. Natychmiast pobiegłam na górę wziąć szybki prysznic. Musiałam też rzecz jasna umyć głowę, gdyż została dzisiaj zmoczona przez ulewę. Po dwudziestu minutach szybko wybiegłam z łazienki i pobiegłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i nagłe promienie słońca uderzyły mnie po twarzy. Schyliłam głowę. -Szlag. Cały dzień lało, a tu raptem ostre słońce. Niby dobrze, bo będzie lepsza zabawa, ale mogło mnie chociaż ostrzec, że tak mnie walnie po oczach- powiedziałam i podbiegłam do szafy. 
"TO NIE. NIE. NIE. NIE. TO TEŻ NIE. ANI TO. HMMM, MOŻE TO? NIE, JEDNAK NIE. Z TYM TEŻ JEST PROBLEM. TO TEŻ NIE PASUJE. NIE. NIE. NIE. NIE. NIE. NIE. ANI TO. NIE" przerzucałam ubrania w szafie krzycząc, że nie mam się w co ubrać. Pobiegłam do pokoju siostry, która już studiuje, więc pewnie nie będzie miała nic przeciwko, jeśli pożyczę od niej pare ciuchów. Zaczęłam przeglądać jej szafę. Z kolei w tej szafie wszystko mi się podobało i nie wiedziałam co wybrać. W końcu zdecydowałam się na to: {zestaw}, biorąc do tego swoje martensy.
Szybko ułożyłam jakoś włosy, spryskałam je i całą twarz lakierem do włosów, umyłam zęby i pobiegłam na dół.
"Mamo, {imię twojej koleżanki} zaprosiła mnie na imprezę. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko, nie wiem kiedy wrócę, dziękuję za obiad.
{zdrobnienie twojego imienia}"
 Zamknęłam za sobą drzwi chowając klucz w umówionym miejscu, którym był pewien dołek za domem. Zadzwoniłam po taksówkę i ruszyliśmy w kierunku domu owej dziewczyny.
W taksówce spotkałam miłego pana, z którym chwilę pogadałam i dowiedziałam się, że mogę dzwonić, gdy tylko będę potrzebować podwózki. Podziękowałam, wysiadłam z pojazdu i stanęłam przed dość dużym, z zewnątrz pięknym domem, wokół którego było mnóstwo kwiatów i roślin. Uśmiechnęłam się mimowolnie, ponieważ widok był nieziemski. Niby w miarę często tu bywam, ale dziś ten dom wygląda inaczej, tylko nie wiem jeszcze jak bardzo jest zmieniony na potrzeby imprezy. Podeszłam do drzwi i delikatnie nacisnęłam dzwonek. Po kilku sekundach do drzwi podeszła koleżanka i ze środka domu wydobyły się głośne bity i głośny hałas rozmawiających i bawiących się ludzi. Weszłam do środka i od razu poszłam z koleżanką do salonu, tam się bawiła cała nasza "paczka". Po przywitaniu się z nimi prawie wszyscy poszliśmy potańczyć.
 Jeden drink, drugi, trzeci, papieros i z powrotem na parkiet. Długo się bawiliśmy, muszę przyznać. Co raz to podchodził jakiś przystojniak z naszej szkoły i prosił mnie do tańca, bądź komplementował, jak pięknie wyglądam i jaka jestem piękna. Nie powiem, to było miłe, tylko ciekawe, czy naprawdę tak myśleli, czy tylko chcieli zaciągnąć mnie do pokoju na górę... Nie ważne, chciałam się dobrze bawić, a nie tylko myśleć o konsekwencjach.
Poszłam do kuchni razem z dziewczynami pomóc przygotować więcej przekąsek. Stałyśmy tam i bawiłyśmy się jedzeniem, kiedy nagle do kuchni wbiegła jakaś pierwszoklasistka i zaczęła krzyczeć, że przyszedł "ON" -jaki on?- pytałam po cichu sama siebie, próbując skojarzyć jakiekolwiek fakty, jednakże moją głowę przepełniała pustka. Wyjrzałam przez framugę drzwi od kuchni i ujrzałam chłopaka, który był otoczony przez chyba praktycznie każdą dziewczynę, jaka przyszła do {imię twojej koleżanki}. Stały i skakały, jakby miały zjeść jajka. Widać, że chciały strasznie piszczeć, ale się pohamowały, żeby nie przestraszyć chłopaka. Przechyliłam trochę głowę i w końcu go ujrzałam przez ten tłum podnieconych hot 15-19. Chłopak wyglądał.... Nie będę nikogo oszukiwać, jak bóg. "Bardzo ciemne włosy, ciemna karnacja. Był męski i dobrze zbudowany, lecz mocno szczupły. Świetnie ubrany (zestaw), wysoki." Na chwilę przerwał rozmowę z dziewczynami i spojrzał w moją stronę. Jego wzrok. Jego oczy. "cholera, to on...." syknęłam. Koleżanka spojrzała na mnie pytająco, ale tylko kiwnęłam przecząco głową.
Tak, to był on. Chłopak, na widok którego moje serce zabiło szybciej w tym nieszczęsnym autobusie...
Nie chciałam podchodzić bliżej, wstydziłam się go... Poczułam, że moje policzki zalewa rumieniec.
Uśmiechnął się patrząc na mnie, przeprosił dziewczęta stojące wokół niego i zaczął iść w moim kierunku. Widziałam, jak odetchnął, stały przy nim tak blisko, że pewnie ledwo mógł oddychać.
Podszedł i pocałował mnie w rękę. Spojrzałam na grupę dziewczyn stojącą za nami. Wrogość i zazdrość w ich oczach aż raziła. -Witam panią, jak się pani dziś ma?- spytał ponętnym, zachrypniętym głosem. Ten głos sprawił (w połączeniu z widokiem jego lekko nieogolonej twarzy), że natychmiast poczułam, jak moje ciało zalewa fala gorąca. Rozpoczęła od czubka głowy, skończywszy na czubkach palców. Młodzieniec chyba zauważył, co się ze mną dzieje, bo tylko uśmiechnął się pod nosem i zadał kolejne pytanie, by wybrnąć z kłopotliwej dla mnie sytuacji. -Dotarła pani bezpiecznie do domu? Mocno pani zmokła?- spytał ponownie. -Dlaczego mówisz do mnie per "pani"?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. -Ponieważ mama nauczyła mnie, że nie można się zwracać do kobiet w sposób, który może urazić je choć w najmniejszym stopniu. Ponad to, jeszcze się z panią oficjalnie nie znam, nie wypada mi mówić na "ty".- odpowiedział łagodnie. Zatkało mnie, ponieważ jeszcze nie spotkałam mężczyzny, który byłby takim gentelmanem i traktował kobiety z tak wielkim szacunkiem.-Jestem {twoje imię}- wypaliłam "ni z gruszki ni z pietruszki". -Zayn. Zayn Malik, niezmiernie mi miło.- odpowiedział. W tym momencie, wypowiadania tych słów, wszystkie dziewczyny zgromadzone wokół nas zaczęły piszczeć i skakać, ale "z umiarem", chyba żeby nie przestraszyć chłopaka. Uśmiechnął się tylko blado i wskazał ręką przed siebie, żebym szła w tamtym kierunku. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy cały wieczór. Usiedliśmy na kanapie w salonie, dostałam do ręki drinka i od razu nasza rozmowa zaczęła się bardzo kleić. Widziałam, że Zayn chyba czuł się nieswojo wiedząc, że te dziewczyny tak się przyglądają. -Czy ciebie to peszy? No wiesz... Czujesz się nieswojo?- spytałam nagle. -Ja nie... Ale... Bardzo mi głupio, że siedzimy i rozmawiamy, a te dziewczyny się tak na nas patrzą, a ty musisz to znosić.- odrzekł. Fakt, do tej pory niezbyt zwracałam na to uwagę, ale gdy mnie uświadomił chyba nagle puściłam rumieńca i spuściłam głowę. -Chodź.- młodzieniec wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów na piętro. Zdziwiłam się i tylko spojrzałam pytającym wzrokiem, a on się tajemniczo uśmiechnął. Spojrzałam tylko na tłum (chyba fanek) dziewczyn i znaleźliśmy się na pierwszym piętrze. Szliśmy, w sumie nie wiedziałam gdzie, długim i szerokim korytarzem mijając różnych ludzi i zazdrosne miny dziewczyn. Weszliśmy do ostatniego pokoju po prawej stronie korytarza, a Zayn przekręcił kluczyk w drzwiach i podszedł do mnie. Zrobiło się trochę nieswojo, a ja się dość mocno speszyłam. Brunet widząc to zwolnił kroku i delikatnie pokazał pewien gest rękami symbolizujący, że nie ma on żadnych złych zamiarów. Uśmiechnęłam się promiennie, lecz nadal byłam poddenerwowana. Chłopak usiadł obok mnie, rozłożył się na łóżku i siedział przez kilka minut z ogromnym uśmiechem na twarzy. -Co?- spytałam speszona, od razu przez myśl mi przeszło, że mam coś na twarzy lub między zębami. -Nic.- odpowiedział nie tracąc uśmiechu z twarzy. -Jesteś piękna.- dodał stanowczo, ale jakby niepewnie. Normalnie zaczęłabym zaprzeczać i mówić, niech nie kłamie i takie tam, ale przy takim gentelmanie chyba nie wypadało. -Dziękuję. Ty też.- dodałam bez zastanowienia i chwilę później skapnęłam się jaka ze mnie idiotka. Jednakże nie przestałam patrzeć mu głęboko w oczy. Teraz to on się ewidentnie speszył, więc było 1:1. Jakimś pilotem leżącym przy jego ręku włączył muzykę i przysunął się do mnie. Nie wiedziałam,  co ma zamiar zrobić, więc siedziałam nieruchomo. Zayn był bliżej i bliżej mnie. Delikatnie dotknął mojej prawej dłoni. Moje serce zaczęło bić o stokroć szybciej. Chłopak widział to, ale nie zareagował. Podsuwał się jeszcze bliżej. Ja nadal siedziałam nieruchomo.
Swoją prawą rękę wplótł bardzo powoli w moje {kolor} włosy. Spojrzałam w jego wielkie, hipnotyzujące, brązowe oczy. Był idealny. W każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Jego usta były coraz bliżej moich. Zayn już zamknął oczy. Ja również to uczyniłam, a w tej chwili jego delikatne, ciepłe i namiętne wargi przylgnęły do moich. Był porywczy, co chwilę całował coraz mocniej. Był seksowny. Był namiętny. Przez chwilę wstrzymałam oddech i miałam wrażenie, że zemdleję, ale zbyt mocno nie chciałam przerywać tej chwili. Jego ponętne usta wirowały z moimi jak w przecudownym tańcu. Bardzo delikatnie trzymał moją twarz w swoich dłoniach. Jego język leciutko świdrował moje podniebienie w taki sposób, że miałam ochotę na coraz więcej. Malik przytulił mnie do siebie mocno nie przerywając pocałunku.
W pewnym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi.








________________________________________________________________


Przepraszam za to, że tak rzadko piszę....

Chciałam Wam bardzo podziękować za aktywność pod ostatnim imaginem Agiszona. I za liczbę wejść. Ostatnio strasznie się uaktywniliście. Nawet nie wiecie, jak bardzo poprawiacie mi humor, naprawdę. <3
Nie będę się rozpisywać, bo to brzydko wygląda, lol XD
Chcę tylko prosić... Jeśli możecie (oczywiście jeśli macie chęć), możecie dalej "podawać" ten blog? Wiecie, żeby istniał na nowo, na nowo zdobywać czytelników i tak dalej... Wiem, że może nie piszemy tak świetnie jak zawodowcy, ale gdy widzimy, jak tu wchodzicie, komentujecie... Serca nam się cieszą. Chciałybyśmy, abyście pokochali ten blog jak my kochamy go i was.
Dziękuję za każdą osobę, która tutaj wchodzi...


Nie ukrywam, miło by było, gdybyście zostawili jakiś komentarz, czy coś.
Proszę... To  dla was tylko jakaś minutka, a nas naprawdę bardzo motywuje i zawsze cieszy.
Dziękuję.


Lots of love, Werson Xx



Ps. LOL, miałam się nie rozpisywać XD

czwartek, 13 czerwca 2013

Imagin sześćdziesiąty szósty.





Przyszedł około godziny 21, położył małą zwitkę na swoich kolanach i jedną ręką ujął swą twarz w dłoniach. "Tęsknię. Tak bardzo tęsknię" wyszeptał i wytarł małą łzę spływającą po jego policzku. Mimo, iż nic nie czułam, czułam się fatalnie...

[ Cofnijmy się do wydarzeń sprzed czterech miesięcy. ]

-Witaj kochanie.- wyszeptał Zayn, gdy wrócił do domu z uczelni. Wplótł swoje dłonie w moje włosy i na moich ustach złożył delikatny, aczkolwiek namiętny pocałunek.
-Cześć skarbie.- wyszeptałam najczulej jak potrafiłam, powstrzymując w sobie łzy.
Chłopak po pocałunku przykląkł, przyłożył dłonie do mojego brzucha, pomasował go i przywitał się również z maleństwem. Od razu poczułam, jak zaczęło kopać, gdy tylko usłyszało jego głos.
-Nie idę jutro na zajęcia.- odparł dumnie. -Co? Dlaczego?- spytałam zdziwiona. -Jak to? Zapomniałaś? Haha, jutro mamy wizytę. Niedługo rozwiązanie, trzeba się przygotować jak najlepiej.- powiedział uśmiechnięty i dumny. -Skarbie, sama pójdę. Shh, dobra, wiem, co zaraz powiesz. Więc dobra, możesz mnie zawieźć, ale zaraz potem jedziesz na uczelnię. Niedługo masz zaliczenia, nie możesz zawalić roku. I nawet mnie nie przekonuj do zmiany decyzji bo wiesz, że już ją podjęłam.- odpowiedziałam brunetowi. Zrobił tylko nadąsaną minę, ale nie miał wyjścia, jestem uparta.
***
Dzisiejszego dnia obudził mnie śpiew Zayna pod prysznicem. Wkurzona, że budzi mnie tak wcześnie przeklęłam cicho pod nosem i wstałam z łóżka. -Mam ochotę na ogórki z czekoladą- bąknęłam i poszłam do lodówki. W kuchni zastałam przemiłą niespodziankę, mianowicie pięknie przygotowany stół, na którym stało wystawne śniadanie. Miałam właśnie zasiadać do stołu, kiedy na moich szerokich wówczas biodrach poczułam jego męskie, silne dłonie. -Smacznego- szepnął i musnął ustami mój policzek. Podszedł do krzesła i odstawił je jak prawdziwy gentelman. Właśnie do mnie dotarło, że mieliśmy niecałą godzinę do wyjścia! Zjadłam szybko śniadanie i poszłam na górę przybrać moje ciężarne ciuszki. W efekcie zbyt krótkiego czasu zdecydowałam się, że wyjdę tak {strój}.
Chłopak wsadził mnie do samochodu i ruszyliśmy zatłoczonymi ulicami wielkiego miasta. Momentami Malik trzymał swoją rękę na moim kolanie, a wokół nas grał Ed Sheeran. Coraz częściej czułam, jak maleństwo we mnie się poruszało, zabrzmi to dziwnie, ale chyba w rytm lecących dźwięków. Dostałam ostrego całusa na "do widzenia" i podeszłam pod drzwi kliniki. Wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam, co mnie czeka...
Pierwszy krok, drugi, trzeci. Moje ręce coraz bardziej drżały. Ledwie zdążyłam usiąść na krześle, usłyszałam od pani z okienka swoje imię i nazwisko. Ruszyłam w stronę gabinetu.
-Witam Cię, {twoje imię}.- powiedział doktor, który już dobrze mnie znał.
-Dzień dobry...- odrzekłam i usiadłam na krzesełku. Zakręciło mi się w głowie i zbladłam, ale nic na to się nie dało poradzić, lekarz przeszedł do rzeczy.
-Pamiętasz, o co cię ostatnio poprosiłem? Żebyś sobie coś przemyślała?- spytał. "Jak mogłabym zapomnieć", przeszło mi przez myśl, ale tylko przytaknęłam. -Miałaś się nie denerwować, powiedziałem, że to nie jest pewne, aczkolwiek...- kontynuował specjalista. -Aczkolwiek to jest jednak prawda- szeptem dokończyłam zdanie za niego.
-Przykro mi, {twoje imię}. Musisz podjąć decyzję. Ostateczną decyzję.- również szepnął. -Ono. Nie ja. Nigdy. Ono, nie robimy nic. Jest tak, jak jest. Termin jest za dwa tygodnie. Czekajmy. Kocham je.- powiedziałam stanowczo i wyszłam z gabinetu. Miałam zadzwonić do Zayna, gdy skończę wizytę, ale to nie był chyba najlepszy pomysł w obecnej sytuacji.
Poszłam  nad rzekę. Właściwie nad mały mostek jakiejś rzeczki przepływającej na obrzeżach miasta. Delikatnie i ostrożnie usiadłam na kładce i zaczęłam myśleć, delikatnie gładząc brzuch. -Kochanie, nie pozwolę ci umrzeć. Nie teraz. Nigdy. Masz przed sobą całe życie, wszystko przed tobą stoi otworem. Musisz tylko w to wierzyć i do tego dążyć. Musisz żyć, rozumiesz? Wiem, że słyszysz. Zapamiętaj te słowa.- szeptałam do małego dzieciątka wewnątrz mnie. Łza spływająca po moim policzku spadła i wleciała do rzeki robiąc praktycznie niesłyszalny dla człowieka "plusk". Wstałam i poszłam na autobus, który miał mnie zawieźć do domu.
***
"Morfina, szybko!" Słyszałam krzyki dochodzące wokół mnie. Nagle poczułam niesamowity ból w okolicach pochwy i  podbrzusza. Wszyscy ludzie, którzy byli zgromadzeni dookoła mnie krzyczeli i biegali jak opętani. Słyszałam tylko pojedyncze słowa. "dziecko; morfina; ojciec; lekarz; rozwarcie; komplikacje; pęknięta macica; [...]" zdałam sobie wtedy sprawę, że to już teraz. Że już rodzę. Że na świat przychodzi nasze małe maleństwo. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy poczułam ten niesamowity ból. <pominę tutaj opis porodu, chyba nikt niechciałby tego czytać...>
Jedna chwila. Jeden moment. Jedno uczucie. Jeden dźwięk. Płacz i przeraźliwy krzyk. To dobry znak. To zdecydowanie dobry znak. Zaczęłam słabnąć. Miałam mroczki przed oczami, wszystko się rozmazywało. -{zdrobnienie twojego imienia}- wyszeptał Zayn najciszej jak tylko mógł. -Tak bardzo cię kocham.- dodał. -Ja też cię kocham. W sypialni pod moją poduszką jest list. Przeczytaj go- odpowiedziałam ostatkiem sił i w tym momencie przestało bić moje serce.
Widziałam trochę jakby przez mgłę, wszystko wokoło działo się tak szybko. Lekarze, którzy biegali i krzyczeli wokół mojego łóżka, używając na mnie elektrowstrząsy. Ale nie to miało dla mnie teraz znaczenie. Spojrzałam na Zayna. Zayna, który klęczał nad moim łóżkiem. Chwilę był nieruchomo, ale zaraz potem wybuchł niepohamowanym płaczem. Rzucił się na to szpitalne łóżko. Zaczął mną potrząsać, krzyczał, żebym się obudziła. Całował całe moje ciało, błagał, bym wróciła. Chciałam go w tym momencie przytulić, dotknąć jego twarzy, ale właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że mnie już nie ma. Nie fizycznie. Że Malik bezskutecznie krzyczy do mojego ciała. Już nic nie wartego, stygnącego ciała. Że już nigdy nie dotknę jego twarzy, nie posmakuję jego ust. Nie przytulę się do niego tak, by poczuł, że daje mi poczucie bezpieczeństwa. Że już nigdy nie pójdę z nim na żaden spacer, a przynajmniej nie tak, jakbym chciała z nim iść. Że już nigdy wieczorem nie szepnie mi do ucha czułego "kocham cię" i nie pocałuje na dobranoc. Chciałam zacząć płakać, ale coś mi nie pozwalało. Coś rozdzierało mnie od środka, ale nie pozwalało wyrażać emocji na zewnątrz. Chciałam podejść, ale wydawało mi się, jakbym leciała. Płynnie przesuwała się nad podłogą. "Podleciałam" do mojego chłopca. Mojego zapłakanego, małego chłopca, którego kochałam ponad życie. Zauważyłam, jak patrzy na naszą małą córeczkę. Z wyrzutem, z nienawiścią, nawet nie chciał jej dotknąć. Wybiegł z sali pozostawiając nasze dziecko pielęgniarkom.
Rozdarcie w środku nasilało się coraz bardziej.
Pobiegł do domu. Od razu wszedł do sypialni i zajrzał pod poduszkę. Usiadł na łóżku cicho płacząc i otworzył moją ostatnią wiadomość skierowaną do niego.
"
Mój ukochany!

Piszę ten list do ciebie, ponieważ wiem, że nigdy bym się nie odważyła powiedzieć ci tego prosto w oczy. Zbyt bardzo cię kocham, bym widziała jak cierpisz.
Ciąża już od ósmego miesiąca była zagrożona, kwestią było tylko to, czy wytrzymam. Wytrzymałam i się nie poddałam. Dla was obojga.
Tego dnia, którego odwiozłeś mnie po raz ostatni do kliniki, lekarz przedstawił mi sytuację, w jakiej się znajduję. Nie było dobrze. Kogo ja oszukuję, było fatalnie. Nowotwór miałam już od kilku miesięcy, ale to nie przez niego wydarzy się to, co (jeśli teraz to czytasz) już pewnie się wydarzyło. Nowotwór był tylko dodatkowym ciosem; podczas ciąży zachorowałam na hemofilię.
Zayn, proszę cię. Jeśli to czytasz to wiem, że już mnie nie ma. Ale jest nasz mały skarb. Nie chcieliśmy znać płci, pamiętasz? Ale przeczuwam, że będzie to dziewczynka, więc będę pisała o naszym dziecku jako o "niej". To jest największy skarb, jaki nas w życiu spotkał, nie zapominaj o tym nigdy. Mnie już nie będzie, ale oddałam za nią życie. Jest częścią mnie, widzisz? NIGDY NIE WAŻ SIĘ NAWET, ŻEBY PRZEZ MYŚL PRZESZŁO CI, ŻEBY JĄ OBWINIAĆ. Takie jest życie skarbie, widocznie tak musiało się stać... Życie płata nam różne psikusy, ale musimy stawić im czoła. Musimy, rozumiesz? Ty musisz. Razem z naszą małą. Bądź najlepszym ojcem na świecie, opiekuj się nią najlepiej jak się tylko da, dbaj o nią. Jest twoim, naszym dzieckiem. Naszą wspólną pracą. Częścią nas. Kochaj ją najbardziej na świecie, tak, jak ja kocham ciebie. Zawsze z tobą byłam i jestem. I będę, nie fizycznie, ale zawsze będziesz odczuwał moją obecność, przysięgam ci to. Kocham Cię, Zayn."
Widziałam, jakie emocje towarzyszyły mu podczas czytania tego listu. Jak wiele włożył wysiłku, by dotrwać do końca. Znów to uczucie, ale nie mogłam się wypłakać. Tak bardzo mi tego brakowało... Po prostu się wypłakać i przytulić mężczyznę mojego życia. Życia wiecznego. 
Natychmiast do oczu Zayna napłynęła nowa porcja łez, dziwiłam się, że jeszcze miał czym płakać.
Zawsze był taki silny, męski, twardy. Nie dało się go niczym złamać, a teraz leżał na łóżku zwinięty w kulkę, trzymający list na piersi i płaczący w niebogłosy.
To tak bardzo bolało.... Zostałam przy nim. Cały czas przy nim byłam. 
Przez najbliższe godziny nic nie robił, nie pił, nie jadł, nawet nie ruszał się z łóżka. Leżał w tej samej pozycji. Nagle, po kilkunastu godzinach na jego twarzy pojawił się jeszcze gorszy grymas. Gwałtownie wstał z łóżka i zaczął krzyczeć. Chodził po domu, krzyczał i niszczył różne przedmioty. Krzyczał, jak bardzo za mną tęskni, jak mu mnie brakuje i błagał, bym wróciła do niego... Nie mogłam na to patrzeć, ani tego słuchać... 
Po dobrych pięćdziesięciu godzinach leżenia na podłodze i ciągłego płakania, mój ukochany zasnął. Spał tak słodko, ale tak niespokojnie.... 
Postanowiłam nawiedzić go we śnie, wszystko mu wyjaśniłam i przeprosiłam go za wszystko. Powiedziałam mu, jak bardzo go kocham................ 
***
Zayn jak najszybciej znalazł się w szpitalu. Szybko pobiegł na porodówkę. Chciałam, by podszedł do tego skarbu, za który zdecydowałam się oddać życie. By pokochał ją tak samo mocno, jak ja. I podszedł. Cały zapłakany wziął ją na ręce. W tym momencie znalazłam się przy nich. Objęłam ich oboje i wtuliłam ręce w twarz bruneta. Wyczuł moją obecność, zauważyłam to. I wtedy właśnie "poczułam", że dzięki mojemu niewykrywalnemu gestowi, pokochał ten mały cud, który razem stworzyliśmy. Przytulił ją mocno do siebie i tylko ruszając wargami "powiedział" Kocham cię, {twoje imię}.


***
Na cmentarzu już zmierzchało, jesienią, o godzinie 21 jest już przeważnie brzydko i chłodno. Przytulił małą {imię waszej córeczki} i powiedział, jak bardzo nas obie kocha...




 

____________________________________________________________________________




Mam nadzieję misiaki, że się Wam podobało.
Błagam, komentujcie.
Ożywmy ten blog. Niech działa  na nowo. My też się za siebie weźmiemy, obiecuję. Tylko musicie nam pomóc. Xx

Przepraszam, że taki smutny, ale jak mam doła, to dobrze mi się takie pisze, więc mam nadzieję, że wyszedł. :)

Lots of love, Werson. Xxxxxxxxxxxxxxxx