wtorek, 7 maja 2013

Imagin pięćdziesiąty piąty, cześć II~ Louis

Weszłam do domu, zamykając drzwi z głośnym trzaśnięciem. Olewając krzyki mamy wbiegłam do swojego pokoju, rzucając się na łóżko. Wzięłam kilka głębokich oddechów, aby spuścić trochę z tonu i zdjęłam bluzę, spychając ją z łóżka.
Dlaczego ja odebrałam ten cholerny telefon?! 
Gdyby nie to, nadal żyła bym jak wcześniej, bez niego.
No właśnie, bez niego. Ale czy właśnie tego chcesz?
No pewnie, że tak. Nic do niego nie czuję, stracił mnie.
Ale ty chcesz mu wybaczyć, czuję to.
Kim ty właściwie jesteś?
Głosem w twojej głowie i sercu, sumieniem.
- To idź się sumieniuj gdzie indziej, a nie bzdury opowiadasz - warknęłam w sufit - O matko, gadam do siebie...
Położyłam się na boku i patrzyłam się na blizny na moich nadgarstkach. Myślałam nad nim i chociaż próbowałam to powstrzymać to nie potrafiłam. Wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości.
Skoro Louis chce zostawić swoją dziewczynę DLA MNIE, to musi coś do mnie czuć, prawda?
Nie, pomyślałam. Przecież skoro z nią był, to musiał czuć do niej coś więcej niż do przyjaciółki. Miałam do niego wiele dręczących mnie pytań, ale bałam się odpowiedzi na nie. Przemogłam się jednak i znalazłam w komórce jego numer telefonu. Kłóciłam się ze sobą, czy zadzwonić. W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Ashley? - zapytał trochę zdziwiony.
- Chciałabym z tobą pogadać - powiedziałam pewnie.
- Jasne, kiedy tylko chcesz. Przyjadę po ciebie, zgoda?
- Wiesz jeszcze, gdzie mieszkam? - zdziwiłam się.
- Pamiętam to i owo - delikatnie się zaśmiał - Do zobaczenia.
Odłożyłam komórkę na stolik nocny i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i chwilę wpatrywałam się w zawartość. Po krótkiej chwili wyciągnęłam z niej marynarkę oraz rurki w miętowym kolorze, to tego białą bokserkę i beżowe koturny.  Poleciałam do łazienki przebrać się i poprawić makijaż oraz włosy.
Po co się tak starasz dla niego?
Głupi głosie w głowie, nie kazałam ci się zamknąć?
Dla pewności kilka razy po drodze sprawdzałam mój wygląd. Za każdym razem nie poznawałam samej siebie. Od dobrych kilku miesięcy nie nosiłam takich ubrań, wolałam raczej płaskie buty, wygodne, jeansowe rurki i luźne koszulki. Teraz wyglądałam tak jak kiedyś, jak podczas mojej znajomości z Louisem.
Odłożyłam tylko torebkę, bo po krótkich przemyśleniach stwierdziłam, że nie pasuję do okazji. Telefon i pieniądze schowałam do kieszeni, z szafki zabrałam klucze i zeszłam na dół. W kuchni była moja mama, pracująca na laptopie.
- Wychodzę, zostawiam klucze, mam nadzieje, że będziesz w domu - rzuciłam.
- Tak, tak, będę - mruknęła zapatrzona w ekran.
 Popatrzyłam na nią z politowaniem, prychnęłam cicho pod nosem. Sprawdziłam jeszcze raz wygląd i zamykając drzwi wyszłam przed dom. Zauważyłam Lou, opierającego się o swój samochód. Odruchowo delikatnie się uśmiechnęłam, chłopak odwdzięczył się tym samym. Podeszłam do niego w miarę normalnym krokiem, choć bardzo obawiałam się tej rozmowy. Chłopak otworzył mi drzwi do auta. Podziękowałam mu cicho i zajęłam miejsce. On okrążył samochód i również wsiadł, od strony kierowcy.
Jechaliśmy w ciszy dobre parę minut, wysyłając sobie ukradkowe spojrzenia. Co ja gadam! To on cały czas się na mnie gapił, a w pewnym momencie było to już maksymalnie niekomfortowe. W końcu po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się przed małym parkiem na obrzeżach Londynu. Chłopak ponownie otworzył mi drzwi i podał rękę, żeby pomóc mi wysiąść.
Usiedliśmy na jednej z ławek nic nie mówiąc. Żadne z nas chyba nie wiedziało do końca jak zacząć tę rozmowę. Po wzięciu głębokiego oddechu postanowiłam zabrać głos:
- Więc...
- Przepraszam cię. Przepraszam cię za wszystko. Za moje błędy, słowa, czyny które kiedykolwiek cię zraniły - powiedział, odwracając się w moją stronę - Zrywając kontakt zachowałem się jak zwykły palant. Rozmawiałem z Eleanor przez chwilę i wszystko postarałem się jej wyjaśnić.
- I co? - zapytałam się cicho.
- Zareagowała... trochę inaczej niż przypuszczałem. Rzuciła we mnie kilkoma przezwiskami i wyszłam.
- Nie chciałam psuć waszego związku! - wyjęczałam.
-  Ashley, chyba nie mówisz poważnie - spojrzał na mnie zaskoczony - Zraniłem ją, zdaje sobie z tego sprawę, ale będąc w tym związku również raniłem siebie... i ciebie - dodał po chwili - Rozumiem, jeżeli teraz mnie zostawisz i wcale nie będę mieć ci tego za złe. Najprawdopodobniej na takie coś zasłużyłem. Ale zawsze w moim sercu pozostanie specjalne miejsce dla ciebie. Będę czekał na ciebie tak długo ile zechcesz.
- Louis już kiedyś ci zaufałam.
- Proszę o szansę, ostatnią. Obiecuję, że nie zawiodę. Nie dam ci znowu odejść.
Siedziałam poruszona jego słowami. Gdzieś w głębi serca moje uczucia do niego delikatnie się powiększały, chciały wydostać się na zewnątrz. Motylki w moim brzuchu szalały, a uśmiech sam wkradał się na twarz.
- Nie wiem co powiedzieć - odezwałam się po chwili - Dobrze wiesz, że nie potrafię ci nie wybaczyć, ale z drugiej strony jest to trudne, jakby wyzwanie - zrobiłam przerwę - Ale powinieneś też wiedzieć, że uwielbiam wyzwania.
Zanim doszły do niego moje słowa, minęło kilka sekund. Zastanawiałam się jak na nie zareaguje. Louis gwałtownie podniósł się z ławki, chwycił mnie za ręce i gwałtownie wpił się w moje usta.

Trzy lata później jesteśmy już po ślubie. Wszyscy mówią mi, że promienieje szczęściem. Kto wie, może to wina ciąży? Nie mogę się doczekać, aż powiem Louisowi, ze zostanie tatą.


Druga część imagina o LouLou napisana ;d ufffff myślałam, że się nie wyrobie przed północą, ale została mi jeszcze godzinka ;d


 ~Alex

1 komentarz: