czwartek, 14 lutego 2013

Imagin Walentynkowy.

Ok, a więc.
Jest 5 wersji tego imagina. Każda pod każdego chłopaka. Zmienione są
po prostu imiona i tam parę opisów. Nic więcej.
Soooooo, wybierajcie chłopaków. :D 


Wersja z Harrym. 

Znaliśmy się od  piątego roku życia. Opowiedzieć tą historię? Ok. Więc od początku.
Gdy miałam 4,5 roku, rodzice powiedzieli, że mamusia dostała awans i już niedługo trzeba się będzie przeprowadzić do innego miasta. Wtedy niezbyt rozumiałam co to oznacza, więc ani nie rozpaczałam, ani się nie cieszyłam. Po prostu, pewnego dnia rodzice zaczęli pakować wszystkie rzeczy z domu i powiedziałam "sajonara" swojemu ukochanemu domkowi z młodszego dzieciństwa. Zamieszkałam w jakimś nowym, wielkim i świetnie urządzonym domu z wielkim balkonem i widokiem na całe miasto. Nie odpowiadało mi to, więc już jako sześciolatka próbowałam robić wszystko, by tylko jak najrzadziej przebywać w nowym domu. Pewnego dnia poznałam małego, brązowowłosego lokowatego chłopca grającego w piłkę z dziećmi na podwórku. I od tego się zaczęło....

14.02 mijała jedenasta rocznica naszego poznania. Akurat wypadała na walentynki, więc było to troszeczkę niezręczne świętować rocznicę przyjaźni w święto zakochanych. Ale cóż, zbyt wielka, silna i wręcz niewytłumaczalna więź nas trzymała. To znaczy tylko ja miałam plany na świętowanie tej rocznicy, nie wiedziałam nawet, czy Harry o niej pamięta. Poszłam do łazienki wziąć długą, gorącą kąpiel, by na wieczór być gotowa. W sumie była dopiero 9 rano, ale byłam podekscytowana od kilku dni, a teraz zaczynałam też czuć podniecenie. Czy wszystko pójdzie według mojej myśli? Czy Harry się nie speszy? Czy go nie wystraszę? Czy będę wyglądać wystarczająco dobrze, by nie śmiesznie? Czy wybrałam dobry lokal? Czy wszystko będzie odpowiednie? -Toooo.... Ja jednak wezmę tę kąpiel.- powiedziałam i poszłam w szlafroku do łazienki. Podczas, gdy nurkowałam do moich uszu dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu, jednak nie przejęłam się tym wiedząc, że i tak nie zdążę do niego dobiec. Po dwugodzinnej "walce z niebezpiecznościami oceanu" postanowiłam zakończyć tą dziecinadę i pójść sprawdzić kto dzwonił kilkakrotnie. Gdy podeszłam do telefonu i na wyświetlaczu zobaczyłam jedną nazwę, motylki pojawiły mi się w brzuchu. Ale nie dlatego, że kochałam go jak partnera, tylko właśnie jak brata. Chyba...
"Sprawdź."  "Twittera". "Szybko." "Sprawdź." "Sprawdź sprawdź sprawdź!" Łącznie było to 116 wiadomości, więc.... Odpaliłam laptopa, a na wyświetlaczu od razu pojawił się spam z chatu. Również od jednej i tej samej osoby. Podobna treść, między urywkami, że "mnie kocha" i "do zobaczenia później". -Jak to... Przecież jeszcze go nigdzie dziś nie zapraszałam!- tupnęłam energicznie nogą i zalogowałam się na portal społecznościowy. Spam w moim telefonie i na chacie był niczym, w porównaniu do spamu moim mentions. Po przeczytaniu, a raczej przeskoczeniu nie mniej niż 1K tweetów doszłam do tego pierwszego. Najważniejszego. Jedynego i niepowtarzalnego. Do filmiku. Odpaliłam go i usiadłam wygodnie na łóżku przeczesując palcami jeszcze mokre, długie włosy. Filmik był po angielsku. Hazz wiedział, jak bardzo lubię ten język.
"Uuuum.... Hi. I don't want you to think that I don't remember what day it is today. I do remember it. I want to tell you, actually I want to show you how much I adore you.You're an amazing person. I will never regret the fact that I went outside that day. You're my sun. I   l o v e    y o u."
Mokrymi włosami starłam łzę spływającą po policzku. Ostatnie słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie kocham go jak brata. Niestety.....
Uświadomiłam sobie również, jak bardzo boję się dzisiejszego wieczora. Jak bardzo boję się jego odrzucenia. Słów. Ran. Tego, że nie wytrzymam długo oszukując siebie, że kocham go jak brata.

Usiadłam i straciłam wszelkie chęci na dzisiejszy wieczór. Na każdy razem spędzony moment dzisiejszego wieczora. Łzy napłynęły mi do oczu, dotarło do mnie, że on nigdy nie będzie mój w ten sposób, jaki bym chciała. Przecież tyle razy przychodził, kładł mi głowę na kolanach i opowiadał o tak wspaniałych dziewczynach, które chciałby wziąć na kolejną randkę, albo więcej- pocałować. Oraz ile razy przychodził przybity, ponieważ dostawał kosza od dziewczyn, na których naprawdę naprawdę mu zależało. Każdy wieczór spędzony z nim na rozmowach o dziewczynach uświadamiał mi, że jestem tylko tą dobrą, najlepszą przyjaciółką. PRZYJACIÓŁKĄ. Nikim więcej. Traktował mnie jak młodszą siostrę, a nie jak powinien- jak dojrzewającą, piękną kobietę.
W tym stanie mogłam tylko jedno. Wzięłam telefon i na klawiaturze qwerty wystukałam krótką wiadomość.
"I'm excited too. Xxx"
To: My little bear.
Send.

Położyłam głowę na poduszce i w laptopie włączyłam sobie każdą piosenkę, którą nagrywał dla mnie wieczorami na moiom łóżku, które szczerze mówiąc już nim przesiąkło. Wtuliłam głowę w miejsce, gdzie najczęściej siadał i zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
Po paru chwilach głowa mi zadrżała i aż podskoczyłam, gdy poczułam wibracje telefonu. Kolejna wiadomość.
From: My little bear.
Message: "Honey, what's wrong?"

To: My little bear
Message: "Nothing hun, everything's ok. Xxx"- oczywiście musiałam tu skłamać.

Ponowna wibracja.

From: My little bear
Message: "I'll be in 3 minutes. x"

Nie zdążyłam nic odpisać, gdyż po niecałych czterech minutach rozległo się walenie w moje drzwi. -Dobrze, że rodziców nie ma w domu. Zabiliby go. Choć tak bardzo go lubią.- szepnęłam i pobiegłam do drzwi, po drodze ścierając podsychające już łzy. Otworzyłam uśmiechnięta od ucha do ucha, prawie podskakująca ze szczęścia na widok filmiku. No po prostu happy. Harold wszedł bez słowa i przytulił mnie najszybciej jak to możliwe. Tak mocno, po męsku, ale i tak, żebym poczuła się bezpieczna. Naprawdę nie wiem, z jaką siłą powstrzymywałam łzy. Myślałam, że już wybuchnę, ale postanowiłam być silna.
Hazz odsunął się na chwilkę, dosłownie kilka centymetrów, by nadal widzieć moją twarz. Wciąż trwaliśmy w uścisku. Spojrzał mi w oczy tak przeszywającym, głębokim spojrzeniem, że aż przeszły mnie ciarki. Poczułam, że zabrał jedną rękę z moich pleców. Po chwili jego kciuk znalazł się przy mojej twarzy i dotknął policzka. Przejechał wzdłuż linii kości policzkowych i starł przeźroczysty płyn. -Cholera....- szepnęłam tak cicho, że niezauważalnie. Nie udało się, łza popłynęła. Na szczęście nie wybuchłam słowami. To był naprawdę wielki sukces.
Chłopak w loczkach pocałował mnie w czubek głowy, złapał za rękę i poprowadził w stronę balkonu.
Gdy już na nim stanęliśmy, nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy. Za chwilę zasłonił je jedną ręką i oparł brodę o moje ramiona. Wykonał jakiś gest- poczułam to przez zdjęcie jego jednej ręki z moich oczu. Wziął głęboki wdech i szepnął tym  swoim niskim, zachrypniętym głosem: To dla ciebie księżniczko.
Odsłonił mi oczy. Gdy ujrzałam to, co mi pokazał, z powrotem wzięłam jego rękę i zasłoniłam sobie oczy. Chłopak zaśmiał się bardzo energicznie, ale i nerwowo. Wyjrzałam delikatnie przez palce Harry'ego i znów pojawiły się łzy w moich oczach. Na gigantycznym wieżowcu naprzeciwko mojego balkonu było serce. Ale nie byle jakie serce. Serce z zapalonych i pogaszonych w nim świateł. Było naprawdę ogromne, na cały 49piętrowy wieżowiec. A na środku serca, również z pozapalanych świateł było zdrobnienie mojego imienia.
Odwróciłam się i odruchowo go pocałowałam. W usta. Zorientowałam się dopiero po chwili, ale Harry.... Odwzajemnił mój pocałunek. Wręcz to on teraz przejął inicjatywę. Wziął mnie na ręce i całował tak namiętnie i z pożądaniem. Jego język wił się po moim podniebieniu niczym baletnica w tańcu. Był taki... Męski. Cudowny. Delikatny. Słodki. Cierpliwy. Napalony? Czuły. MÓJ.
Za chwilę usłyszałam, jak mój bóg mruczy, a następnie po kilku sekundach rozległ się krzyk na całe gardło: "SZCZĘŚLIWEJ JEDENASTEJ ROCZNICY SZCZĘŚLIWE MISIE!"
Przez pocałunek odczułam jak Harry się delikatnie śmieje. Oderwałam swoje od jego magicznych, malinowych ust i spojrzałam w dół. Zaledwie 19 pięter niżej stali wszyscy jego kumple i cały czas krzyczeli i bili brawo. W górę poleciały też balony napełnione helem, w kształcie serduszek.
-Dwa w jednym, skarbie.- szepnął swoim ponętnym głosem Harry.









Wersja z Liamem.


Znaliśmy się od  piątego roku życia. Opowiedzieć tą historię? Ok. Więc od początku.
Gdy miałam 4,5 roku, rodzice powiedzieli, że mamusia dostała awans i już niedługo trzeba się będzie przeprowadzić do innego miasta. Wtedy niezbyt rozumiałam co to oznacza, więc ani nie rozpaczałam, ani się nie cieszyłam. Po prostu, pewnego dnia rodzice zaczęli pakować wszystkie rzeczy z domu i powiedziałam "sajonara" swojemu ukochanemu domkowi z młodszego dzieciństwa. Zamieszkałam w jakimś nowym, wielkim i świetnie urządzonym domu z wielkim balkonem i widokiem na całe miasto. Nie odpowiadało mi to, więc już jako sześciolatka próbowałam robić wszystko, by tylko jak najrzadziej przebywać w nowym domu. Pewnego dnia poznałam małego, dość pulchnego chłopca o pięknych oczach, grającego w piłkę z dziećmi na podwórku. I od tego się zaczęło....

14.02 mijała jedenasta rocznica naszego poznania. Akurat wypadała na walentynki, więc było to troszeczkę niezręczne świętować rocznicę przyjaźni w święto zakochanych. Ale cóż, zbyt wielka, silna i wręcz niewytłumaczalna więź nas trzymała. To znaczy tylko ja miałam plany na świętowanie tej rocznicy, nie wiedziałam nawet, czy Liam o niej pamięta. Poszłam do łazienki wziąć długą, gorącą kąpiel, by na wieczór być gotowa. W sumie była dopiero 9 rano, ale byłam podekscytowana od kilku dni, a teraz zaczynałam też czuć podniecenie. Czy wszystko pójdzie według mojej myśli? Czy Liam się nie speszy? Czy go nie wystraszę? Czy będę wyglądać wystarczająco dobrze, by nie śmiesznie? Czy wybrałam dobry lokal? Czy wszystko będzie odpowiednie? -Toooo.... Ja jednak wezmę tę kąpiel.- powiedziałam i poszłam w szlafroku do łazienki. Podczas, gdy nurkowałam do moich uszu dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu, jednak nie przejęłam się tym wiedząc, że i tak nie zdążę do niego dobiec. Po dwugodzinnej "walce z niebezpiecznościami oceanu" postanowiłam zakończyć tą dziecinadę i pójść sprawdzić kto dzwonił kilkakrotnie. Gdy podeszłam do telefonu i na wyświetlaczu zobaczyłam jedną nazwę, motylki pojawiły mi się w brzuchu. Ale nie dlatego, że kochałam go jak partnera, tylko właśnie jak brata. Chyba...
"Sprawdź."  "Twittera". "Szybko." "Sprawdź." "Sprawdź sprawdź sprawdź!" Łącznie było to 116 wiadomości, więc.... Odpaliłam laptopa, a na wyświetlaczu od razu pojawił się spam z chatu. Również od jednej i tej samej osoby. Podobna treść, między urywkami, że "mnie kocha" i "do zobaczenia później". -Jak to... Przecież jeszcze go nigdzie dziś nie zapraszałam!- tupnęłam energicznie nogą i zalogowałam się na portal społecznościowy. Spam w moim telefonie i na chacie był niczym, w porównaniu do spamu moim mentions. Po przeczytaniu, a raczej przeskoczeniu nie mniej niż 1K tweetów doszłam do tego pierwszego. Najważniejszego. Jedynego i niepowtarzalnego. Do filmiku. Odpaliłam go i usiadłam wygodnie na łóżku przeczesując palcami jeszcze mokre, długie włosy. Filmik był po angielsku. Mr. Perfect wiedział, jak bardzo lubię ten język.
"Uuuum.... Hi. I don't want you to think that I don't remember what day it is today. I do remember it. I want to tell you, actually I want to show you how much I adore you.You're an amazing person. I will never regret the fact that I went outside that day. You're my sun. I   l o v e    y o u."
Mokrymi włosami starłam łzę spływającą po policzku. Ostatnie słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie kocham go jak brata. Niestety.....
Uświadomiłam sobie również, jak bardzo boję się dzisiejszego wieczora. Jak bardzo boję się jego odrzucenia. Słów. Ran. Tego, że nie wytrzymam długo oszukując siebie, że kocham go jak brata.



Usiadłam i straciłam wszelkie chęci na dzisiejszy wieczór. Na każdy razem spędzony moment dzisiejszego wieczora. Łzy napłynęły mi do oczu, dotarło do mnie, że on nigdy nie będzie mój w ten sposób, jaki bym chciała. Przecież tyle razy przychodził, kładł mi głowę na kolanach i opowiadał o tak wspaniałych dziewczynach, które chciałby wziąć na kolejną randkę, albo więcej- pocałować. Oraz ile razy przychodził przybity, ponieważ dostawał kosza od dziewczyn, na których naprawdę naprawdę mu zależało. Każdy wieczór spędzony z nim na rozmowach o dziewczynach uświadamiał mi, że jestem tylko tą dobrą, najlepszą przyjaciółką. PRZYJACIÓŁKĄ. Nikim więcej. Traktował mnie jak młodszą siostrę, a nie jak powinien- jak dojrzewającą, piękną kobietę.
W tym stanie mogłam tylko jedno. Wzięłam telefon i na klawiaturze qwerty wystukałam krótką wiadomość.
"I'm excited too. Xxx"

To: My little bear.
Send.

Położyłam głowę na poduszce i w laptopie włączyłam sobie każdą piosenkę, którą nagrywał dla mnie wieczorami na moiom łóżku, które szczerze mówiąc już nim przesiąkło. Wtuliłam głowę w miejsce, gdzie najczęściej siadał i zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
Po paru chwilach głowa mi zadrżała i aż podskoczyłam, gdy poczułam wibracje telefonu. Kolejna wiadomość.
From: My little bear.
Message: "Honey, what's wrong?"



To: My little bear
Message: "Nothing hun, everything's ok. Xxx"- oczywiście musiałam tu skłamać.



Ponowna wibracja.

From: My little bear
Message: "I'll be in 3 minutes. x"


Nie zdążyłam nic odpisać, gdyż po niecałych czterech minutach rozległo się walenie w moje drzwi. -Dobrze, że rodziców nie ma w domu. Zabiliby go. Choć tak bardzo go lubią.- szepnęłam i pobiegłam do drzwi, po drodze ścierając podsychające już łzy. Otworzyłam uśmiechnięta od ucha do ucha, prawie podskakująca ze szczęścia na widok filmiku. No po prostu happy. Liam James wszedł bez słowa i przytulił mnie najszybciej jak to możliwe. Tak mocno, po męsku, ale i tak, żebym poczuła się bezpieczna. Naprawdę nie wiem, z jaką siłą powstrzymywałam łzy. Myślałam, że już wybuchnę, ale postanowiłam być silna.

Li odsunął się na chwilkę, dosłownie kilka centymetrów, by nadal widzieć moją twarz. Wciąż trwaliśmy w uścisku. Spojrzał mi w oczy tak przeszywającym, głębokim spojrzeniem, że aż przeszły mnie ciarki. Poczułam, że zabrał jedną rękę z moich pleców. Po chwili jego kciuk znalazł się przy mojej twarzy i dotknął policzka. Przejechał wzdłuż linii kości policzkowych i starł przeźroczysty płyn. -Cholera....- szepnęłam tak cicho, że niezauważalnie. Nie udało się, łza popłynęła. Na szczęście nie wybuchłam słowami. To był naprawdę wielki sukces.
Chłopak z cudownymi mięśniami pocałował mnie w czubek głowy, złapał za rękę i poprowadził w stronę balkonu.
Gdy już na nim stanęliśmy, nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy. Za chwilę zasłonił je jedną ręką i oparł brodę o moje ramiona. Wykonał jakiś gest- poczułam to przez zdjęcie jego jednej ręki z moich oczu. Wziął głęboki wdech i szepnął tym  swoim niskim, zdenerwowanym głosem: To dla ciebie księżniczko.
Odsłonił mi oczy. Gdy ujrzałam to, co mi pokazał, z powrotem wzięłam jego rękę i zasłoniłam sobie oczy. Chłopak zaśmiał się bardzo energicznie, ale i nerwowo. Wyjrzałam delikatnie przez palce Liama i znów pojawiły się łzy w moich oczach. Na gigantycznym wieżowcu naprzeciwko mojego balkonu było serce. Ale nie byle jakie serce. Serce z zapalonych i pogaszonych w nim świateł. Było naprawdę ogromne, na cały 49piętrowy wieżowiec. A na środku serca, również z pozapalanych świateł było zdrobnienie mojego imienia.
Odwróciłam się i odruchowo go pocałowałam. W usta. Zorientowałam się dopiero po chwili, ale Li.... Odwzajemnił mój pocałunek. Wręcz to on teraz przejął inicjatywę. Wziął mnie na ręce i całował tak namiętnie i z pożądaniem. Jego język wił się po moim podniebieniu niczym baletnica w tańcu. Był taki... Męski. Cudowny. Delikatny. Słodki. Cierpliwy. Napalony? Czuły. MÓJ.
Za chwilę usłyszałam, jak mój bóg mruczy, a następnie po kilku sekundach rozległ się krzyk na całe gardło: " SZCZĘŚLIWEJ JEDENASTEJ ROCZNICY SZCZĘŚLIWE MISIE!"
Przez pocałunek odczułam jak Payne się delikatnie śmieje. Oderwałam swoje od jego magicznych, malinowych ust i spojrzałam w dół. Zaledwie 19 pięter niżej stali wszyscy jego kumple i cały czas krzyczeli i bili brawo. W górę poleciały też balony napełnione helem, w kształcie serduszek.
-Dwa w jednym, skarbie.- szepnął swoim ponętnym głosem Li.














Wersja z Lou



Znaliśmy się od  piątego roku życia. Opowiedzieć tą historię? Ok. Więc od początku.
Gdy miałam 4,5 roku, rodzice powiedzieli, że mamusia dostała awans i już niedługo trzeba się będzie przeprowadzić do innego miasta. Wtedy niezbyt rozumiałam co to oznacza, więc ani nie rozpaczałam, ani się nie cieszyłam. Po prostu, pewnego dnia rodzice zaczęli pakować wszystkie rzeczy z domu i powiedziałam "sajonara" swojemu ukochanemu domkowi z młodszego dzieciństwa. Zamieszkałam w jakimś nowym, wielkim i świetnie urządzonym domu z wielkim balkonem i widokiem na całe miasto. Nie odpowiadało mi to, więc już jako sześciolatka próbowałam robić wszystko, by tylko jak najrzadziej przebywać w nowym domu. Pewnego dnia poznałam małego, ciemnowłosego, radosnego chłopca grającego w piłkę z dziećmi na podwórku. I od tego się zaczęło....

14.02 mijała jedenasta rocznica naszego poznania. Akurat wypadała na walentynki, więc było to troszeczkę niezręczne świętować rocznicę przyjaźni w święto zakochanych. Ale cóż, zbyt wielka, silna i wręcz niewytłumaczalna więź nas trzymała. To znaczy tylko ja miałam plany na świętowanie tej rocznicy, nie wiedziałam nawet, czy Louis o niej pamięta. Poszłam do łazienki wziąć długą, gorącą kąpiel, by na wieczór być gotowa. W sumie była dopiero 9 rano, ale byłam podekscytowana od kilku dni, a teraz zaczynałam też czuć podniecenie. Czy wszystko pójdzie według mojej myśli? Czy Louis się nie speszy? Czy go nie wystraszę? Czy będę wyglądać wystarczająco dobrze, by nie śmiesznie? Czy wybrałam dobry lokal? Czy wszystko będzie odpowiednie? -Toooo.... Ja jednak wezmę tę kąpiel.- powiedziałam i poszłam w szlafroku do łazienki. Podczas, gdy nurkowałam do moich uszu dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu, jednak nie przejęłam się tym wiedząc, że i tak nie zdążę do niego dobiec. Po dwugodzinnej "walce z niebezpiecznościami oceanu" postanowiłam zakończyć tą dziecinadę i pójść sprawdzić kto dzwonił kilkakrotnie. Gdy podeszłam do telefonu i na wyświetlaczu zobaczyłam jedną nazwę, motylki pojawiły mi się w brzuchu. Ale nie dlatego, że kochałam go jak partnera, tylko właśnie jak brata. Chyba...
"Sprawdź."  "Twittera". "Szybko." "Sprawdź." "Sprawdź sprawdź sprawdź!" Łącznie było to 116 wiadomości, więc.... Odpaliłam laptopa, a na wyświetlaczu od razu pojawił się spam z chatu. Również od jednej i tej samej osoby. Podobna treść, między urywkami, że "mnie kocha" i "do zobaczenia później". -Jak to... Przecież jeszcze go nigdzie dziś nie zapraszałam!- tupnęłam energicznie nogą i zalogowałam się na portal społecznościowy. Spam w moim telefonie i na chacie był niczym, w porównaniu do spamu moim mentions. Po przeczytaniu, a raczej przeskoczeniu nie mniej niż 1K tweetów doszłam do tego pierwszego. Najważniejszego. Jedynego i niepowtarzalnego. Do filmiku. Odpaliłam go i usiadłam wygodnie na łóżku przeczesując palcami jeszcze mokre, długie włosy. Filmik był po angielsku. Lou wiedział, jak bardzo lubię ten język.
"Uuuum.... Hi. I don't want you to think that I don't remember what day it is today. I do remember it. I want to tell you, actually I want to show you how much I adore you.You're an amazing person. I will never regret the fact that I went outside that day. You're my sun. I   l o v e    y o u."
Mokrymi włosami starłam łzę spływającą po policzku. Ostatnie słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie kocham go jak brata. Niestety.....
Uświadomiłam sobie również, jak bardzo boję się dzisiejszego wieczora. Jak bardzo boję się jego odrzucenia. Słów. Ran. Tego, że nie wytrzymam długo oszukując siebie, że kocham go jak brata.



Usiadłam i straciłam wszelkie chęci na dzisiejszy wieczór. Na każdy razem spędzony moment dzisiejszego wieczora. Łzy napłynęły mi do oczu, dotarło do mnie, że on nigdy nie będzie mój w ten sposób, jaki bym chciała. Przecież tyle razy przychodził, kładł mi głowę na kolanach i opowiadał o tak wspaniałych dziewczynach, które chciałby wziąć na kolejną randkę, albo więcej- pocałować. Oraz ile razy przychodził przybity, ponieważ dostawał kosza od dziewczyn, na których naprawdę naprawdę mu zależało. Każdy wieczór spędzony z nim na rozmowach o dziewczynach uświadamiał mi, że jestem tylko tą dobrą, najlepszą przyjaciółką. PRZYJACIÓŁKĄ. Nikim więcej. Traktował mnie jak młodszą siostrę, a nie jak powinien- jak dojrzewającą, piękną kobietę.
W tym stanie mogłam tylko jedno. Wzięłam telefon i na klawiaturze qwerty wystukałam krótką wiadomość.
"I'm excited too. Xxx"

To: My little bear.
Send.

Położyłam głowę na poduszce i w laptopie włączyłam sobie każdą piosenkę, którą nagrywał dla mnie wieczorami na moiom łóżku, które szczerze mówiąc już nim przesiąkło. Wtuliłam głowę w miejsce, gdzie najczęściej siadał i zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
Po paru chwilach głowa mi zadrżała i aż podskoczyłam, gdy poczułam wibracje telefonu. Kolejna wiadomość.
From: My little bear.
Message: "Honey, what's wrong?"



To: My little bear
Message: "Nothing hun, everything's ok. Xxx"- oczywiście musiałam tu skłamać.



Ponowna wibracja.

From: My little bear
Message: "I'll be in 3 minutes. x"


Nie zdążyłam nic odpisać, gdyż po niecałych czterech minutach rozległo się walenie w moje drzwi. -Dobrze, że rodziców nie ma w domu. Zabiliby go. Choć tak bardzo go lubią.- szepnęłam i pobiegłam do drzwi, po drodze ścierając podsychające już łzy. Otworzyłam uśmiechnięta od ucha do ucha, prawie podskakująca ze szczęścia na widok filmiku. No po prostu happy. Louis Wiliam wszedł bez słowa i przytulił mnie najszybciej jak to możliwe. Tak mocno, po męsku, ale i tak, żebym poczuła się bezpieczna. Naprawdę nie wiem, z jaką siłą powstrzymywałam łzy. Myślałam, że już wybuchnę, ale postanowiłam być silna.

Lou odsunął się na chwilkę, dosłownie kilka centymetrów, by nadal widzieć moją twarz. Wciąż trwaliśmy w uścisku. Spojrzał mi w oczy tak przeszywającym, głębokim spojrzeniem, że aż przeszły mnie ciarki. Poczułam, że zabrał jedną rękę z moich pleców. Po chwili jego kciuk znalazł się przy mojej twarzy i dotknął policzka. Przejechał wzdłuż linii kości policzkowych i starł przeźroczysty płyn. -Cholera....- szepnęłam tak cicho, że niezauważalnie. Nie udało się, łza popłynęła. Na szczęście nie wybuchłam słowami. To był naprawdę wielki sukces.
Chłopak w koszulce w paski pocałował mnie w czubek głowy, złapał za rękę i poprowadził w stronę balkonu.
Gdy już na nim stanęliśmy, nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy. Za chwilę zasłonił je jedną ręką i oparł brodę o moje ramiona. Wykonał jakiś gest- poczułam to przez zdjęcie jego jednej ręki z moich oczu. Wziął głęboki wdech i szepnął tym  swoim niskim, zachrypniętym głosem: To dla ciebie księżniczko.
Odsłonił mi oczy. Gdy ujrzałam to, co mi pokazał, z powrotem wzięłam jego rękę i zasłoniłam sobie oczy. Chłopak zaśmiał się bardzo energicznie, ale i nerwowo. Wyjrzałam delikatnie przez palce Loui'ego i znów pojawiły się łzy w moich oczach. Na gigantycznym wieżowcu naprzeciwko mojego balkonu było serce. Ale nie byle jakie serce. Serce z zapalonych i pogaszonych w nim świateł. Było naprawdę ogromne, na cały 49piętrowy wieżowiec. A na środku serca, również z pozapalanych świateł było zdrobnienie mojego imienia.
Odwróciłam się i odruchowo go pocałowałam. W usta. Zorientowałam się dopiero po chwili, ale Louis.... Odwzajemnił mój pocałunek. Wręcz to on teraz przejął inicjatywę. Wziął mnie na ręce i całował tak namiętnie i z pożądaniem. Jego język wił się po moim podniebieniu niczym baletnica w tańcu. Był taki... Męski. Cudowny. Delikatny. Słodki. Cierpliwy. Napalony? Czuły. MÓJ.
Za chwilę usłyszałam, jak twój bóg mruczy, a następnie po kilku sekundach rozległ się krzyk na całe gardło: "SZCZĘŚLIWEJ JEDENASTEJ ROCZNICY SZCZĘŚLIWE MISIE!"
Przez pocałunek odczułam jak Loui się delikatnie śmieje. Oderwałam swoje od jego magicznych, malinowych ust i spojrzałam w dół. Zaledwie 19 pięter niżej stali wszyscy jego kumple i cały czas krzyczeli i bili brawo. W górę poleciały też balony napełnione helem, w kształcie serduszek.
-Dwa w jednym, skarbie.- szepnął swoim ponętnym głosem Lou.












Wersja z Zaynem.



Znaliśmy się od  piątego roku życia. Opowiedzieć tą historię? Ok. Więc od początku.
Gdy miałam 4,5 roku, rodzice powiedzieli, że mamusia dostała awans i już niedługo trzeba się będzie przeprowadzić do innego miasta. Wtedy niezbyt rozumiałam co to oznacza, więc ani nie rozpaczałam, ani się nie cieszyłam. Po prostu, pewnego dnia rodzice zaczęli pakować wszystkie rzeczy z domu i powiedziałam "sajonara" swojemu ukochanemu domkowi z młodszego dzieciństwa. Zamieszkałam w jakimś nowym, wielkim i świetnie urządzonym domu z wielkim balkonem i widokiem na całe miasto. Nie odpowiadało mi to, więc już jako sześciolatka próbowałam robić wszystko, by tylko jak najrzadziej przebywać w nowym domu. Pewnego dnia poznałam małego, brązowowłosego, zadziornego chłopca grającego w piłkę z dziećmi na podwórku. I od tego się zaczęło....

14.02 mijała jedenasta rocznica naszego poznania. Akurat wypadała na walentynki, więc było to troszeczkę niezręczne świętować rocznicę przyjaźni w święto zakochanych. Ale cóż, zbyt wielka, silna i wręcz niewytłumaczalna więź nas trzymała. To znaczy tylko ja miałam plany na świętowanie tej rocznicy, nie wiedziałam nawet, czy Zayn o niej pamięta. Poszłam do łazienki wziąć długą, gorącą kąpiel, by na wieczór być gotowa. W sumie była dopiero 9 rano, ale byłam podekscytowana od kilku dni, a teraz zaczynałam też czuć podniecenie. Czy wszystko pójdzie według mojej myśli? Czy Zayn się nie speszy? Czy go nie wystraszę? Czy będę wyglądać wystarczająco dobrze, by nie śmiesznie? Czy wybrałam dobry lokal? Czy wszystko będzie odpowiednie? -Toooo.... Ja jednak wezmę tę kąpiel.- powiedziałam i poszłam w szlafroku do łazienki. Podczas, gdy nurkowałam do moich uszu dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu, jednak nie przejęłam się tym wiedząc, że i tak nie zdążę do niego dobiec. Po dwugodzinnej "walce z niebezpiecznościami oceanu" postanowiłam zakończyć tą dziecinadę i pójść sprawdzić kto dzwonił kilkakrotnie. Gdy podeszłam do telefonu i na wyświetlaczu zobaczyłam jedną nazwę, motylki pojawiły mi się w brzuchu. Ale nie dlatego, że kochałam go jak partnera, tylko właśnie jak brata. Chyba...
"Sprawdź."  "Twittera". "Szybko." "Sprawdź." "Sprawdź sprawdź sprawdź!" Łącznie było to 116 wiadomości, więc.... Odpaliłam laptopa, a na wyświetlaczu od razu pojawił się spam z chatu. Również od jednej i tej samej osoby. Podobna treść, między urywkami, że "mnie kocha" i "do zobaczenia później". -Jak to... Przecież jeszcze go nigdzie dziś nie zapraszałam!- tupnęłam energicznie nogą i zalogowałam się na portal społecznościowy. Spam w moim telefonie i na chacie był niczym, w porównaniu do spamu moim mentions. Po przeczytaniu, a raczej przeskoczeniu nie mniej niż 1K tweetów doszłam do tego pierwszego. Najważniejszego. Jedynego i niepowtarzalnego. Do filmiku. Odpaliłam go i usiadłam wygodnie na łóżku przeczesując palcami jeszcze mokre, długie włosy. Filmik był po angielsku. Zayn wiedział, jak bardzo lubię ten język.
"Uuuum.... Hi. I don't want you to think that I don't remember what day it is today. I do remember it. I want to tell you, actually I want to show you how much I adore you.You're an amazing person. I will never regret the fact that I went outside that day. You're my sun. I   l o v e    y o u."
Mokrymi włosami starłam łzę spływającą po policzku. Ostatnie słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie kocham go jak brata. Niestety.....
Uświadomiłam sobie również, jak bardzo boję się dzisiejszego wieczora. Jak bardzo boję się jego odrzucenia. Słów. Ran. Tego, że nie wytrzymam długo oszukując siebie, że kocham go jak brata.



Usiadłam i straciłam wszelkie chęci na dzisiejszy wieczór. Na każdy razem spędzony moment dzisiejszego wieczora. Łzy napłynęły mi do oczu, dotarło do mnie, że on nigdy nie będzie mój w ten sposób, jaki bym chciała. Przecież tyle razy przychodził, kładł mi głowę na kolanach i opowiadał o tak wspaniałych dziewczynach, które chciałby wziąć na kolejną randkę, albo więcej- pocałować. Oraz ile razy przychodził przybity, ponieważ dostawał kosza od dziewczyn, na których naprawdę naprawdę mu zależało. Każdy wieczór spędzony z nim na rozmowach o dziewczynach uświadamiał mi, że jestem tylko tą dobrą, najlepszą przyjaciółką. PRZYJACIÓŁKĄ. Nikim więcej. Traktował mnie jak młodszą siostrę, a nie jak powinien- jak dojrzewającą, piękną kobietę.
W tym stanie mogłam tylko jedno. Wzięłam telefon i na klawiaturze qwerty wystukałam krótką wiadomość.
"I'm excited too. Xxx"

To: My little bear.
Send.

Położyłam głowę na poduszce i w laptopie włączyłam sobie każdą piosenkę, którą nagrywał dla mnie wieczorami na moiom łóżku, które szczerze mówiąc już nim przesiąkło. Wtuliłam głowę w miejsce, gdzie najczęściej siadał i zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
Po paru chwilach głowa mi zadrżała i aż podskoczyłam, gdy poczułam wibracje telefonu. Kolejna wiadomość.
From: My little bear.
Message: "Honey, what's wrong?"



To: My little bear
Message: "Nothing hun, everything's ok. Xxx"- oczywiście musiałam tu skłamać.



Ponowna wibracja.

From: My little bear
Message: "I'll be in 3 minutes. x"


Nie zdążyłam nic odpisać, gdyż po niecałych czterech minutach rozległo się walenie w moje drzwi. -Dobrze, że rodziców nie ma w domu. Zabiliby go. Choć tak bardzo go lubią.- szepnęłam i pobiegłam do drzwi, po drodze ścierając podsychające już łzy. Otworzyłam uśmiechnięta od ucha do ucha, prawie podskakująca ze szczęścia na widok filmiku. No po prostu happy. BadBoi wszedł bez słowa i przytulił mnie najszybciej jak to możliwe. Tak mocno, po męsku, ale i tak, żebym poczuła się bezpieczna. Naprawdę nie wiem, z jaką siłą powstrzymywałam łzy. Myślałam, że już wybuchnę, ale postanowiłam być silna.

Zay odsunął się na chwilkę, dosłownie kilka centymetrów, by nadal widzieć moją twarz. Wciąż trwaliśmy w uścisku. Spojrzał mi w oczy tak przeszywającym, głębokim spojrzeniem, że aż przeszły mnie ciarki. Poczułam, że zabrał jedną rękę z moich pleców. Po chwili jego kciuk znalazł się przy mojej twarzy i dotknął policzka. Przejechał wzdłuż linii kości policzkowych i starł przeźroczysty płyn. -Cholera....- szepnęłam tak cicho, że niezauważalnie. Nie udało się, łza popłynęła. Na szczęście nie wybuchłam słowami. To był naprawdę wielki sukces.
Chłopak w podkoszulku pocałował mnie w czubek głowy, złapał za rękę i poprowadził w stronę balkonu.
Gdy już na nim stanęliśmy, nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy. Za chwilę zasłonił je jedną ręką i oparł brodę o moje ramiona. Wykonał jakiś gest- poczułam to przez zdjęcie jego jednej ręki z moich oczu. Wziął głęboki wdech i szepnął tym  swoim niskim, zachrypniętym głosem: To dla ciebie księżniczko.
Odsłonił mi oczy. Gdy ujrzałam to, co mi pokazał, z powrotem wzięłam jego rękę i zasłoniłam sobie oczy. Chłopak zaśmiał się bardzo energicznie, ale i nerwowo. Wyjrzałam delikatnie przez palce Zayn'a i znów pojawiły się łzy w moich oczach. Na gigantycznym wieżowcu naprzeciwko mojego balkonu było serce. Ale nie byle jakie serce. Serce z zapalonych i pogaszonych w nim świateł. Było naprawdę ogromne, na cały 49piętrowy wieżowiec. A na środku serca, również z pozapalanych świateł było zdrobnienie mojego imienia.
Odwróciłam się i odruchowo go pocałowałam. W usta. Zorientowałam się dopiero po chwili, ale Zain.... Odwzajemnił mój pocałunek. Wręcz to on teraz przejął inicjatywę. Wziął mnie na ręce i całował tak namiętnie i z pożądaniem. Jego język wił się po moim podniebieniu niczym baletnica w tańcu. Był taki... Męski. Cudowny. Delikatny. Słodki. Cierpliwy. Napalony? Czuły. MÓJ.
Za chwilę usłyszałam, jak twój bóg mruczy, a następnie po kilku sekundach rozległ się krzyk na całe gardło: "SZCZĘŚLIWEJ JEDENASTEJ ROCZNICY SZCZĘŚLIWE MISIE!"
Przez pocałunek odczułam jak Harry się delikatnie śmieje. Oderwałam swoje od jego magicznych, malinowych ust i spojrzałam w dół. Zaledwie 19 pięter niżej stali wszyscy jego kumple i cały czas krzyczeli i bili brawo. W górę poleciały też balony napełnione helem, w kształcie serduszek.
-Dwa w jednym, skarbie.- szepnął swoim ponętnym głosem Zay.





















Wersja z Niallerem



Znaliśmy się od  piątego roku życia. Opowiedzieć tą historię? Ok. Więc od początku.
Gdy miałam 4,5 roku, rodzice powiedzieli, że mamusia dostała awans i już niedługo trzeba się będzie przeprowadzić do innego miasta. Wtedy niezbyt rozumiałam co to oznacza, więc ani nie rozpaczałam, ani się nie cieszyłam. Po prostu, pewnego dnia rodzice zaczęli pakować wszystkie rzeczy z domu i powiedziałam "sajonara" swojemu ukochanemu domkowi z młodszego dzieciństwa. Zamieszkałam w jakimś nowym, wielkim i świetnie urządzonym domu z wielkim balkonem i widokiem na całe miasto. Nie odpowiadało mi to, więc już jako sześciolatka próbowałam robić wszystko, by tylko jak najrzadziej przebywać w nowym domu. Pewnego dnia poznałam małego, brązowowłosego chłopca, który zamiast grać w piłkę z dziećmi na podwórku, trzymał w rękach dwa hamburgery. I od tego się zaczęło....

14.02 mijała jedenasta rocznica naszego poznania. Akurat wypadała na walentynki, więc było to troszeczkę niezręczne świętować rocznicę przyjaźni w święto zakochanych. Ale cóż, zbyt wielka, silna i wręcz niewytłumaczalna więź nas trzymała. To znaczy tylko ja miałam plany na świętowanie tej rocznicy, nie wiedziałam nawet, czy Niall o niej pamięta. Poszłam do łazienki wziąć długą, gorącą kąpiel, by na wieczór być gotowa. W sumie była dopiero 9 rano, ale byłam podekscytowana od kilku dni, a teraz zaczynałam też czuć podniecenie. Czy wszystko pójdzie według mojej myśli? Czy Niall się nie speszy? Czy go nie wystraszę? Czy będę wyglądać wystarczająco dobrze, by nie śmiesznie? Czy wybrałam dobry lokal? Czy wszystko będzie odpowiednie? -Toooo.... Ja jednak wezmę tę kąpiel.- powiedziałam i poszłam w szlafroku do łazienki. Podczas, gdy nurkowałam do moich uszu dobiegł dźwięk dzwoniącego telefonu, jednak nie przejęłam się tym wiedząc, że i tak nie zdążę do niego dobiec. Po dwugodzinnej "walce z niebezpiecznościami oceanu" postanowiłam zakończyć tą dziecinadę i pójść sprawdzić kto dzwonił kilkakrotnie. Gdy podeszłam do telefonu i na wyświetlaczu zobaczyłam jedną nazwę, motylki pojawiły mi się w brzuchu. Ale nie dlatego, że kochałam go jak partnera, tylko właśnie jak brata. Chyba...
"Sprawdź."  "Twittera". "Szybko." "Sprawdź." "Sprawdź sprawdź sprawdź!" Łącznie było to 116 wiadomości, więc.... Odpaliłam laptopa, a na wyświetlaczu od razu pojawił się spam z chatu. Również od jednej i tej samej osoby. Podobna treść, między urywkami, że "mnie kocha" i "do zobaczenia później". -Jak to... Przecież jeszcze go nigdzie dziś nie zapraszałam!- tupnęłam energicznie nogą i zalogowałam się na portal społecznościowy. Spam w moim telefonie i na chacie był niczym, w porównaniu do spamu moim mentions. Po przeczytaniu, a raczej przeskoczeniu nie mniej niż 1K tweetów doszłam do tego pierwszego. Najważniejszego. Jedynego i niepowtarzalnego. Do filmiku. Odpaliłam go i usiadłam wygodnie na łóżku przeczesując palcami jeszcze mokre, długie włosy. Filmik był po angielsku. IrishBoy wiedział, jak bardzo lubię ten język.
"Uuuum.... Hi. I don't want you to think that I don't remember what day it is today. I do remember it. I want to tell you, actually I want to show you how much I adore you.You're an amazing person. I will never regret the fact that I went outside that day. You're my sun. I   l o v e    y o u."
Mokrymi włosami starłam łzę spływającą po policzku. Ostatnie słowa utwierdziły mnie w przekonaniu, że jednak nie kocham go jak brata. Niestety.....
Uświadomiłam sobie również, jak bardzo boję się dzisiejszego wieczora. Jak bardzo boję się jego odrzucenia. Słów. Ran. Tego, że nie wytrzymam długo oszukując siebie, że kocham go jak brata.



Usiadłam i straciłam wszelkie chęci na dzisiejszy wieczór. Na każdy razem spędzony moment dzisiejszego wieczora. Łzy napłynęły mi do oczu, dotarło do mnie, że on nigdy nie będzie mój w ten sposób, jaki bym chciała. Przecież tyle razy przychodził, kładł mi głowę na kolanach i opowiadał o tak wspaniałych dziewczynach, które chciałby wziąć na kolejną randkę, albo więcej- pocałować. Oraz ile razy przychodził przybity, ponieważ dostawał kosza od dziewczyn, na których naprawdę naprawdę mu zależało. Każdy wieczór spędzony z nim na rozmowach o dziewczynach uświadamiał mi, że jestem tylko tą dobrą, najlepszą przyjaciółką. PRZYJACIÓŁKĄ. Nikim więcej. Traktował mnie jak młodszą siostrę, a nie jak powinien- jak dojrzewającą, piękną kobietę.
W tym stanie mogłam tylko jedno. Wzięłam telefon i na klawiaturze qwerty wystukałam krótką wiadomość.
"I'm excited too. Xxx"

To: My little bear.
Send.

Położyłam głowę na poduszce i w laptopie włączyłam sobie każdą piosenkę, którą nagrywał dla mnie wieczorami na moim łóżku, które szczerze mówiąc już nim przesiąkło. Wtuliłam głowę w miejsce, gdzie najczęściej siadał i zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło.
Po paru chwilach głowa mi zadrżała i aż podskoczyłam, gdy poczułam wibracje telefonu. Kolejna wiadomość.
From: My little bear.
Message: "Honey, what's wrong?"



To: My little bear
Message: "Nothing hun, everything's ok. Xxx"- oczywiście musiałam tu skłamać.



Ponowna wibracja.

From: My little bear
Message: "I'll be in 3 minutes. x"


Nie zdążyłam nic odpisać, gdyż po niecałych czterech minutach rozległo się walenie w moje drzwi. -Dobrze, że rodziców nie ma w domu. Zabiliby go. Choć tak bardzo go lubią.- szepnęłam i pobiegłam do drzwi, po drodze ścierając podsychające już łzy. Otworzyłam uśmiechnięta od ucha do ucha, prawie podskakująca ze szczęścia na widok filmiku. No po prostu happy. Niall James wszedł bez słowa i przytulił mnie najszybciej jak to możliwe. Tak mocno, po męsku, ale i tak, żebym poczuła się bezpieczna. Naprawdę nie wiem, z jaką siłą powstrzymywałam łzy. Myślałam, że już wybuchnę, ale postanowiłam być silna.

Niall odsunął się na chwilkę, dosłownie kilka centymetrów, by nadal widzieć moją twarz. Wciąż trwaliśmy w uścisku. Spojrzał mi w oczy tak przeszywającym, głębokim spojrzeniem, że aż przeszły mnie ciarki. Poczułam, że zabrał jedną rękę z moich pleców. Po chwili jego kciuk znalazł się przy mojej twarzy i dotknął policzka. Przejechał wzdłuż linii kości policzkowych i starł przeźroczysty płyn. -Cholera....- szepnęłam tak cicho, że niezauważalnie. Nie udało się, łza popłynęła. Na szczęście nie wybuchłam słowami. To był naprawdę wielki sukces.
Blondynek pocałował mnie w czubek głowy, złapał za rękę i poprowadził w stronę balkonu.
Gdy już na nim stanęliśmy, nic nie mówił, tylko patrzył mi w oczy. Za chwilę zasłonił je jedną ręką i oparł brodę o moje ramiona. Wykonał jakiś gest- poczułam to przez zdjęcie jego jednej ręki z moich oczu. Wziął głęboki wdech i szepnął tym  swoim niskim, zachrypniętym głosem: To dla ciebie księżniczko.
Odsłonił mi oczy. Gdy ujrzałam to, co mi pokazał, z powrotem wzięłam jego rękę i zasłoniłam sobie oczy. Chłopak zaśmiał się bardzo energicznie, ale i nerwowo. Wyjrzałam delikatnie przez palce Nialla i znów pojawiły się łzy w moich oczach. Na gigantycznym wieżowcu naprzeciwko mojego balkonu było serce. Ale nie byle jakie serce. Serce z zapalonych i pogaszonych w nim świateł. Było naprawdę ogromne, na cały 49piętrowy wieżowiec. A na środku serca, również z pozapalanych świateł było zdrobnienie mojego imienia.
Odwróciłam się i odruchowo go pocałowałam. W usta. Zorientowałam się dopiero po chwili, ale Niall.... Odwzajemnił mój pocałunek. Wręcz to on teraz przejął inicjatywę. Wziął mnie na ręce i całował tak namiętnie i z pożądaniem. Jego język wił się po moim podniebieniu niczym baletnica w tańcu. Był taki... Męski. Cudowny. Delikatny. Słodki. Cierpliwy. Napalony? Czuły. MÓJ.
Za chwilę usłyszałam, jak twój bóg mruczy, a następnie po kilku sekundach rozległ się krzyk na całe gardło: " SZCZĘŚLIWEJ JEDENASTEJ ROCZNICY SZCZĘŚLIWE MISIE!"
Przez pocałunek odczułam jak Harry się delikatnie śmieje. Oderwałam swoje od jego magicznych, malinowych ust i spojrzałam w dół. Zaledwie 19 pięter niżej stali wszyscy jego kumple i cały czas krzyczeli i bili brawo. W górę poleciały też balony napełnione helem, w kształcie serduszek.
-Dwa w jednym, skarbie.- szepnął swoim ponętnym głosem Nialler.














_______________________________________________________________________

Nie będę się dziś rozpisywać. Są walentynki.
Chcemy marzyć o chłopakach, a nie czytać moje bzdety.
Nie wyszedł mi, cholernie przepraszam.
Obiecuję jutro poprawę. Jutro wszystko napiszę co, jak i dlaczego. Jak zawsze. XD Mam nadzieję. :D
Dziękuję za komentarze. <3 Będzie mi naprawdę niezmiernie miło, jeśli dalej będziecie chcieli komentować. Na przykład tą walentynkową ciućmę. XD
Dziękuję, lofffffff. ♡

12 komentarzy:

  1. suuuuper .!! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej, no więc zacznę od tego, że jbfchuegtuyhbwcugbontybguh i dobrze wiesz, że masz rfhbjoqeugtybfouhr talent i bfechrfbuerfu kocham cię ♥ @ohmyLucey

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, jejku, jejku!
    Bardzo fajny imgain. Czytając go uśmiech od razu sam wkradł się na moją twarz.
    Czekaj na kolejny. ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. O MÓJ BOŻE! GENIALNE! KOCHAM TO!

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny imagin. Mam pytanie, skąd wytrzasnęłaś taki fajny kursor? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahahahahhaa, nie gadaj, że ci się kursor wyświetla. :O

      Usuń
  6. hah udało mi sie z telefonu :) to co przeczytałam jest... BOOSKIE *.* I znowu uświadamiamy sobie ze kazdy pisze lepiej ode mnie ;c #płacze hehe.. Cudowne te imaginy.. Z kazdym przeczytałam az nie wierze ze mi sie chciało ale było warto.. :D czekam na nastepne ;* ~ @Marta_On

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest genialne! *O*
    Pomysł świetny, a to "Dwa w jednym, skarbie" jest po prostu urocze <3
    Podobno z przyjaźni rodzi się najpiękniejsza miłość i właśnie Twój imagin Nas w tym utwierdza :)
    Czytałam ten z Hazzą, jeśli Cię to interesuje :D
    "Szczęśliwej jedenastej rocznicy szczęśliwe misie!" hahahaha, świetne ^^
    No więc... będę tu wpadać częściej :D
    Czekam na następny :)
    Lena:D

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny! Cholercia, piszesz coraz lepiej, poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  9. zajebiście piszesz kochanie :* wybrałam wersję z Hazzą, bo jakżeby inaczej <3 odezwij się, proszę ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Uciesze cie , bo weszlam na twoj blog na tablecie i jest tło / zajebisty imagin tak jak ci to już mówiłam XD .. lovee u xx <3 - @Monitaa00

    OdpowiedzUsuń
  11. O jej *______________________* Niesamowityyy!!! AA! Mega pomysł z tymi kilkoma wersjami :D Dla każdego coś dobrego :D Kocham Cię normalnie <3333 Ale dlaczego nie napisałaś mi że jest coś nowego!!! AAA! Ja tu żyje w niepewności wchodzę i patrze a tu dwa nowe imaginy sprzed ponad 2 tygodni...! Jak mogłaś mi to zrobić!! Dobra i tak cię kocham xx i czekam na następne xx

    OdpowiedzUsuń