wtorek, 1 stycznia 2013

Imagin czterdziesty dziewiąty.

                           *JEŚLI TŁO JEST CAŁE SZARE, TO NIE BĘDZIE SIĘ DAŁO
                             DODAĆ KOMENTARZA. PROSZĘ ODŚWIEŻCIE STRONĘ I
                                                              s'il vous plaît. C: *

 **Tłumacz jest w takiej "zakładce", tam, po prawej stronie. :)

***ZASTRZEGAM.
To tylko imagin. Wyobraźnia. Nic, co się dzieje naprawdę. NIE BIERZCIE Z NICH PRZYKŁADU, TO TYLKO DLA ZABICIA CZASU. TE IMAGINY   N I E    SĄ NAPRAWDĘ.




Wstałam rano z nadzieją, że będzie lepiej.
Nie było. Nic nie było lepiej.
Było gorzej.
"Wstałam", no, nazwę to inaczej. Obudziłam się.
Nie chciało mi się wstawać. Nie dałam rady. Nie miałam sił. Nie miałam po co. Nie miałam dla kogo. On odszedł. On definitywnie odszedł.  Nie wróci. Już nigdy.

Dobra, wstałam. Poszłam do łazienki, przemyłam twarz. Dom był taki wielki. Taki pusty. Zostawił mnie, nie chciał mnie już. Byłam zbyt słaba. Chciał lepszej. Być może. Ja nie byłam wystarczająco dobra.
"Ssssssssss" syknęłam, gdy tylko krople ciepłej wody spłynęły po moich nadgarstkach.
Przecież to było wczoraj, musiały jeszcze boleć. Ale ten pomagał mi zapomnieć o NIM, ten ból był o stokroć lepszy, niż ból po NIM.
Może już czas wyjść? Choćby przed klatkę, na ławkę.
11 dni siedzenia w domu, bez ludzi, to jednak...
Co ja gadam. Nigdy nie będzie jak było. ON zawsze będzie w mojej pamięci.. Nie da się GO 'wymazać'.
Dobra. Idę.
Może przydałyby się zakupy, tak. To z pewnością najlepszy pomysł. Każda szafka w tym domu jest pusta, a ja z łóżka nie wstawałam +/- 4-5 dni. Może zgłodniałam?
Nie czuję głodu. Chcę tylko JEGO.
 Chcę czuć jego zapach, widzieć jego twarz, jego bujne loki, zielone oczy. Idealny nos.
Chcę czuć jego usta na swoich, na swoim ciele. Jego oddech przy moim uchu. Jego tak ciche, że ledwo zauważalne "I love YOU".
Chcę widzieć jego nagi tors, gdy szykuje się do kąpieli. Bądź do czegoś innego.
Chcę go. Całego. Chcę, żeby wrócił.
Dobra, serio idę. Może coś zjem.
***
Jestem. Kupiłam sobie kawę i jakiś obiad w pudełku. Może za kolejne kilka dni zamówię pizzę. Nie. Pizzy nie. Pizzę zawsze kupowałam z NIM. Nie chcę pizzy. Może jakąś chińszczyznę. O, tak. Na pewno, jej nie znosił.
Położyłam się na łóżku, za chwilę na nim usiadłam. Włączyłam tv. 
BOŻE. Tylko nie to.
Włączył się filmik. Nasz... Wspólny... Razem... Na huśtawce...
Cisnęłam pilotem w ekran, po czym on się rozstrzaskał.
Niepotrzebnie to zrobiłam. Zdjęcia i filmy to moja jedyna pamiątka po nim. Po tym, że kiedyś tu był, kiedyś istniał.
I wtedy zalała mnie fala wspomnień. Ten jeden dzień. Ten, który najbardziej utkwił w mojej pamięci. Ten, którego nie zapomnę, przez całą wieczność.
" Spojrzałam w lustro. Rozczochrana, rozmazana, z worami pod oczami, przybita. Taki obraz siebie widziałam każdego dnia. Każdego, odkąd mnie zostawił. Tylko dlaczego? Dlaczego tak rozpaczam po zwykłym, wykorzystującym mnie dupku? Obiecywał. Złote góry. Życie usłane różami. Co mi z tego zostało? Ah, tak. Pełno zdjęć w prasie. Jego i jakiejś blond niuni. Boże, zrozumiałabym, nie jestem dość dobra, okej. Ale... Dlaczego wybrał sobie kogoś takiego? Chciał wzbudzić we mnie jakieś uczucie? A może gniew na niego? To mu się z pewnością udało. Blondyna. Na oko 1,75m wzrostu. Tleniony blond, pod platynę. Nie było jej widać oczu, na rzęsach miała za dużo tuszu, wyglądały jak jakieś cholerne choinki. Tak samo cienie. Miliony odcieni położonych na raz. Szpilki mające z 50cm, a miniówki takie, że mogłaby się nie ośmieszać i w ogóle ich nie zakładać. To samo piersi. Zrobione w jakiejś dobrej klinice, ufundowane przez bogatych rodziców. Śmiem twierdzić, że gdy TO robili, to bez problemu całą głowę zataczał w jej cyckach. Boże! Jak ja jej nienawidzę! On od początku to wiedział, gdy tylko się poznaliśmy, że NIENAWIDZĘ tlenionych lalek. Wchodząc na twittera i czytając wszystkie wpisy widzę, że fanki też jej nie lubią, ładnie mówiąc.
Najgorsze było czytanie wpisów o mnie. O tym, że to ja byłam dla niego najlepsza, że to ja dawałam mu szczęście, o tym, że tylko przy mnie jego uśmiech był naprawdę naprawdę szczery. Te, które go spotkały pisały, że w jego oczach widać teraz pustkę, szarość, a przy mnie... Przy mnie miał wszystkie kolory tęczy. Jego fanki mnie lubiły, nawet bardzo. To było cudowne uczucie, bo po rozmowach z El, której niestety, nie wiedząc czemu, nienawidzą, wiem, że potrafią być okrutne, jeśli jakiejś dziewczyny swojego idola nie lubią.

Nie, nie mogłam już wytrzymać. Sama nie mam pojęcia dlaczego. Dlaczego to zrobiłam. Przecież był kolejnym dupkiem w moim życiu. To on mnie skrzywdził, on powinien cierpieć bardziej ode mnie. Niestety tak nie było. To było najgorsze...
Poszłam do salonu. Włączyłam odtwarzacz, leciała tam piosenka, w zasadzie melodia, z jego pojedynczymi aktami gdzieniegdzie. Żeby ją dla mnie nagrał podobno siedział z Savan'em nad fortepianem chyba z milion godzin. Dalej w niektórych miejscach był delikatny fałsz, ale to raczej koiło moje uszy, aniżeli kaleczyło.
Podeszłam do kominka, rozpaliłam go. Płomienie ognia wirowały w powietrzu, przez nutkę zapachu, jaki zawsze "uwalniał" ten dom, ogień był niebieskawo-zielony. Nikt nigdy nie wiedział dlaczego się tak dzieje, ale i też nikt się nie przejmował, bo było to piękne zjawisko.

Rozmyślając tak o wszystkim co było i nie wróci... Cały czas przyglądałam się żyletce leżącej w rogu stolika. Skąd ona się tam wzięła, nie miałam pojęcia. Chciałam ją chwycić... Ale się bałam... Znów chciałam- i znów się bałam.
Po paru minutach walki sama ze sobą, zauważyłam, że strach, przed tym bólem, pomaga mi zapomnieć. O wszystkim. Wszystkim, co dotychczas siedziało mi w głowie.
Wzięłam ją do ręki. Trochę mi drżały, ale to nawet lepiej, wtedy całkowicie skupiałam się na tym, co chcę uczynić, nie myślałam o niczym innym. Przyłożyłam ją do nadgarstka. Jej delikatne, zimne końcówki otulały moją skórę. Wtedy całym moim ciałem wstrząsnął dreszcz. -Działa.- szepnęłam.
Wbiłam ją w skórę. Delikatnie, aczkolwiek bardzo głęboko. Powoli i stopniowo zaczęłam przesuwać ją w prawą stronę.
Wyczułam, że na mojej twarzy pojawia się grymas, a chwilę później całe moje ciało zalała fala bólu. Ale był to dobry ból. Fizyczny, ale nie psychiczny. Właśnie do tego dążyłam. Tego chciałam.
W tamtym momencie zapomniałam o wszystkim. Przede wszystkim. O NIM.
To było świetne. Fale bólu co chwile wstrząsały moim ciałem, ale sprawiało mi to przyjemność. Psychiczną. Tak, to zdecydowanie był dobry ból.
***
 Obudziłam się nad ranem, w kałuży swojej, podsychającej już krwi. Może przegięłam? -Zaraz się uzupełni, zjem tylko jakąś czekoladę, czy coś.- powiedziałam i spojrzałam na żyletkę. Przypomniał mi się ten ból, ten dobry ból.
Postanowiłam zrobić zakupy. W szafkach znów pustki, że nawet myszek w domu nie było. Cóż, to nawet lepiej.
Poszłam do garderoby, wzięłam do ręki pierwszy z brzegu, jakiś stary, wielki sweter i poszłam na dół. Na nogach miałam jakieś tam leginsy, więc nawet ich nie zmieniałam.
Właśnie przekładałam sweter przez głowę, gdy nagle poczułam... Zapach. Pewien zapach. Niepowtarzalny zapach. JEGO zapach. Jego zapach, ten sweter przesiąknął NIM, a zapach się jeszcze trzymał przez parę tygodni. Paradoks, teraz sobie życzę, żeby zrobić wszystko, by o nim zapomnieć, a tu o. No cóż, może w dalekiej przyszłości będę się cieszyć, że jeszcze ten zapach poczułam. Tą malinę, ale dla męskiego akcentu, trochę... Nie wiem jak to się nazywa, ten składnik, który dodaje się do męskich perfum. Właśnie przez to był dziwny, ale niepowtarzalny, naprawdę niepowtarzalny...
***
Byłam w warzywniaku, zabrakło mi kukurydzy do sałatki. Chodziłam z koszykiem po sklepie jak durna, z nadzieją, że ten dzień jak najszybciej minie i znów w nocy będą mogły zadręczać mnie te straszne koszmary, które jednak kochałam, bo znów mogłam GO zobaczyć...
Tak szłam i oglądałam swoją okropną, niewyspaną, z worami pod oczami twarz, gdy nagle na kogoś wpadłam. A może to on wpadł na mnie? Nie ważne, w każdym bądź razie, ten za duży sweter, jego okropne włoski, wbiły mi się, w oczywiście nie osłonięte, nadgarstki. Zasyczałam z bólu, ale zachowałam to dla siebie spuszczając głowę. Nie spojrzałam na osobę, na którą wpadłam, schyliłam się szybko, żeby pozbierać rozsypane produkty i chciałam jak najszybciej się stamtąd ulotnić. Ów osoba nawet się nie odezwała, chyba nawet nie poruszyła.
Zaczęłam iść w całkiem przeciwnym kierunku, kiedy usłyszałam "Zaczekaj!" i ktoś złapał mnie za nadgarstki odwracając w swoją stronę. Ponownie zasyczałam, ponieważ nie dość, że sweter ponownie wbił swoje włókna w moją przebitą skórę, ale też i osoba złapała mnie za to miejsce, lekko na nie naciskając. Uniosłam głowę. Nie. Nie. Nie. Nie. Tylko nie to. Tylko nie ON.
A jednak, ON. Jego kręcone, puszyste włosy przypomniały mi, jak cudownie było się nimi bawić. Jego usta, przypomniały każdy pocałunek, każdy całus złożony na moim ciele. Pamiętałam każdy.
A jego zielone oczy... Przypomniały każde spojrzenie, jakim mnie obdarował. Przypomniały te bezsenne noce na balkonie, gdy tylko siedzieliśmy i się w nie patrzyliśmy, przy szumie ulicy. Ta głębia...
 -Dlaczego to robisz?- spytał tak cholernie rozczulającym, zachrypniętym głosem. No tak, wszystko pozostawało w mwojej pamięci, jedynie głos powoli zanikał... Gdyby nie kołysanki, które dla mnie nagrywał, całkowicie bym zapomniała jego brzmienia.
-Puść mnie. Puść i zostaw w spokoju.- odrzekłam chłodnym tonem.
-Nie.- powiedział to i przytulił mnie tak czule, jak nigdy, całując w czubek głowy.
-Zostaw mnie do cholery! Nie chcę cię już znać! Zaczynam układać sobie życie, normalnie żyć (tu oczywiście skłamałam), zapomnieć cię, a ty co?! Przytulasz mnie?! Jak gdyby nigdy nic?!- wykrzyczałam zapłakana i wybiegłam ze sklepu. Pobiegł za mną, czułam to, ale nie zdążył wsiąść do autobusu, kierowca zamknął mu drzwi przed nosem.
Gdy wysiadłam i stanęłam przed drzwiami tego wielkiego domu, zauważyłam jego samochód. To był mój ulubiony, skromny, mały, stary.. Zawsze lubił sportowe, ale wiedział jak mi się podoba i kupił go.
-Wynoś się!- wykrzyczałam jeszcze zanim w ogóle podszedł. -Nie odejdę, { twoje imię }. Muszę ci coś wyjaśnić, bez tego nie pójdę.- odrzekł.
-Masz trzydzieści sekund.- ponownie odpowiedziałam chłodno. -Więc zaczynam.
Powiedziałaś mi, jak tobie jest ciężko, jak sobie nie radzisz, jak się tniesz.- spojrzał czule na moje dłonie. -Nic takiego ci nie mówiłam!- przerwałam mu. -Twoje oczy mi to mówią, skarbie. A teraz nie przerywaj.- nie wiedząc czemu, na dźwięk słowa 'skarbie' w moich oczach pojawiły się łzy. -Ale wiesz co? Myślisz, że co? Tylko tobie jest ciężko do cholery?! Mnie nie?! Naprawdę tak myślisz?! I nie przerywaj mi teraz!- teraz to on się wzburzył.- Tak... Zostawiłem cię, wiem to. Tylko, żeby to uczynić, zbierałem się przez dwa miesiące. Noc w noc płakałem, bo wiedziałem, że cię stracę. A ta dziewczyna... Ona... Mam trasę koncertową. Trwa ponad rok. Nie chciałem tego... Ale nie potrafiłbym tak z tobą wytrzymać przez ponad rok... Na odległość. Wiedziałem, że tobie byłoby jeszcze ciężej. Dlatego była ta dziewczyna. I to taki plastik. Żebyś mnie tak znienawidziła, żebyś już o mnie zapomniała, nie chciała ze mną być. Żebyś...- przerwała mu łza spływająca po policzku... "
To było to wspomnienie, które... Było czymś najpiękniejszym w moim życiu. Czymś, co jeszcze nigdy mi się nie przytrafiło. ON. Po prostu on...
Owego dnia spędziliśmy upojny wieczór, niestety Har.... ON musiał iść na próbę dźwiękową. O 21. Była jesień. Wiadomo, że było już ciemno.
Wtedy... Żeby mnie nie spłoszyć zaparkował kilka ulic dalej. I przyszedł do mnie na piechotę.
Więc wiadomo, że musiał tam iść pod samochód z powrotem,  piechotą.
Nie ma u mnie chodnika.
Musiał iść tam ulicą.
Był ubrany cały na czarno.
Jeszcze te ciemne włosy...
Stojąc w drzwiach i odprowadzając go wzrokiem usłyszałam tylko pisk opon. Nawet nie krzyk, był to ułamek sekundy. I jedno BUM. Nie dotarło to do mnie w tamtej chwili, pewnie dlatego nie zgięłam się w pół i jeszcze mogłam oddychać.
Pobiegłam tam najszybciej jak mogłam.
"To nie może być prawda, to nie on. To nie może być prawda, to nie on. To nie..." powtarzałam sobie cały czas.
Podeszłam tam.
Pewnie zemdlałam, bo obudziłam się dopiero rano, pod domem. Jakim cudem? Nie wiedziałam.
Włączyłam tv.
To była prawda......

Pójdę w to miejsce, może tam nadejdzie ukojenie.
***
-Cześć Harreh...- rzekłam siadając przy nagrobku. Tego dnia po raz pierwszy od wieczora z nim normalnie, aczkolwiek drżącym głosem wymówiłam jego imię.
-Patrz co mam.- rzekłam i pokazałam w stronę grobu nasze wspólne zdjęcie z pierwszego wspólnego obiadu u mojej mamy.
-Odkąd cię już nie ma ze mną... Nie kontaktuję się z nikim. Nie żyję, tak jakby mnie nie było. Z nikim nie rozmawiam, rzadko jem, nie wychodzę z łóżka. Nie chodzę do szkoły, nikt nawet nie wie, czy jeszcze żyję, czy już jednak nie. Ale wiesz co? Odpowiada mi to. Przynajmniej mogę być z tobą. Non stop, w pełni. Wiesz... Ale nie mam już siły. Nie potrafię tak dalej.
Dziś mija rok. O rok za długo. Rok z tym zwlekałam. Rok...- rzekłam i pocałowałam Harry'ego na zdjęciu.
Było zimno, zbliżał się wieczór. Miałam na sobie tylko ten sweter, w którym go spotkałam tamtego dnia. Wciąż jeszcze pachniał,  przecież to niemożliwe.
Powiew wiatru otrząsnął mnie z zapachu i transu, w którym się na chwilę znalazłam.
Kolejne  powiewy odczuwałam... Jakby mnie otulały. Czułam jakby... ON tu był. Jakby mnie przytulał, wiatr otulał moje ciało w ten sam sposób... I nagle poczułam zapach wydobywający się ze swetra. JEGO zapach.
Nie, już nie mogłam. O rok za długo...
Wyjęłam z kieszeni iPoda, na którym codziennie zapisywałam wszystko, co robiłam, gdy GO już nie było. Cisnęłam nim o ziemię. Roztrzaskał się na miliony kawałeczków.
Odczułam ulgę. 
Wyciągnęłam z torby żyletkę. Jakąś starą, brzydką żyletkę.
Na zawsze razem...





________________________________________________
*Ostrzegam, że go nie czytałam, jeśli macie jakieś poprawki/uwagi/cokolwiek, piszcie. x

Jak chcecie, to komentujcie, jak nie, to nie... Mam to już gdzieś. Wysilam się, a na 1000 wejść codziennie mam po 5 komentarzy. Dziękuję.


Ten imagin to tak na pożegnanie starego roku. Odzwierciedlający to, co się ze mną minionego roku działo. Wszystko...
Ten będzie lepszy. Na pewno.

20 komentarzy:

  1. wow ! boski *_* taki, taki .. brakuje mi słów ! cudo <3

    OdpowiedzUsuń
  2. poryczałam sie jak dziecko naprawde super jak dla mnie mega smutny ale takie tez sa potrzebne

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG *________________________________* Przez ciebie się poryczałam :) Kocham cię :**

    OdpowiedzUsuń
  4. jesteś cudowna bo piszesz niesamowicie ale nie przejmuj sie ludzie tacy są ;) ja staram sie dodawać jak moge lub coś chyba że mi sie nie chce :p

    OdpowiedzUsuń
  5. super takie emocje po prostu cie kochać za to !!! ;*******

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyszłam tu za namową mojej kumpeli @Real_Paradiise i nie żałuje, masz niesamowite imaginy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha xD wiedziałam, że ci się spodoba :D
      WERSON KIEDY NASTĘPNY??!!

      Usuń
  7. Mój Wersonku. Super imagin z resztą jak zwykle <3
    Czekam aż w końcu popiszemy na gg, bo nudno mi bez ciebie ;**
    ~Martyna ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy następny kiedy ?? :) bo ten jest niesamowity !!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny spam, spoko, nie ma co, mogłaś się chociaż wysilić i końcówkę przeczytać.... ;-;

    OdpowiedzUsuń
  10. super !
    zapraszam http://mycrazylifeonedirection.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  11. ja chce częstsze dodawanie !! kocham to co piszesz ale za rzadko !!:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej nominuje tego bloga do Liebster Awards :D --> http://www.opowiadnko-alex.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Awww koleżanka.mi.poleciłaa tego bloga umarłam i płakałam.ja czułam to. DZIĘKUJĘ

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem tu za przez koleżankę.Super imagin :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Płaczę jak głupia ;_; Genialny.

    OdpowiedzUsuń
  16. Praktycznie nic nie zrozumiałam.

    OdpowiedzUsuń
  17. Praktycznie nic nie zrozumiałam.

    OdpowiedzUsuń