wtorek, 4 września 2012

Imagin dwudziesty trzeci~ Liam.



Za miesiąc mijała pierwsza rocznica waszego związku. Znaliście się już z kilkanaście lat, od dziecka, ale... Jakoś tylko się przyjaźniliście- do czasu. Coś zaiskrzyło, coś was tknęło. No i jesteście razem.
Nie wiedziałaś, czy Liam będzie pamiętał, ale cóż. Byłaś bardzo chorowitym dzieckiem, jako ośmiolatka większość czasu spędzałaś w szpitalu, a on praktycznie zawsze był przy tobie. Teraz, po dziesięciu latach musisz regularnie co miesiąc robić sobie rutynowe badania. 
Nadchodził dzień kolejnych. To tylko rutyna, ale od tygodnia miałaś różne dziwne przeczucia....
***
Nadszedł dzień badań, za godzinę miałaś być już w klinice. Zrobili ci normalnie- prześwietlenie, ale... Lekarz zlecił jeszcze jedną porcję badań, takich, których nie przechodziłaś, to cię zdziwiło. Cóż, może tylko trzeba było coś wykluczyć. Poszłaś, zrobiono ci je, "okej, wszystko okej", wmawiałaś sobie. Zaszłaś do domu, wcześniej zrobiłaś zakupy, żeby jak najlepiej uczcić dzisiejszy dzień. Mała czarna, krwistoczerwone szpilki. Włosy pokręcone w sprężynki, delikatny, aczkolwiek make-up z akcentem. Do tego perfumy, które dostałaś od niego w dniu, którym zgodziłaś się być z nim na wieczność. Na kolacje zrobiłaś coś banalnego, a jednak coś, co lubił najbardziej- spaghetti. Cały dom pousypywałaś w płatkach herbacianych róż, tak bardzo je lubiłaś... Klucz w drzwiach się przekręcił, na progu stanął Liam. Zamurowało go na twój widok, co sprawiło ci ogromną satysfakcję. W rękach miał na pewno nie mniej jak 150 herbacianych róż. Łza szczęścia zakręciła ci się w oku, trafiłaś na taki skarb. Zanim wręczył ci róże ukląkł przed tobą. Z kieszeni wyjął małe, czerwone pudełeczko. Spytał, czy oficjalnie potwierdzisz to, że chcesz być z nim na wieczność. Bez wahania się zgodziłaś, otworzyłaś pudełko w środku którego był kapselek od tymbarka z tekstem "Marry me [T.I]" Robili mu go na zamówienie. *-* Rzuciłaś mu się  na szyję, co tam kolacja, jak najprędzej zaciągnęłaś go do sypialni. Noc była upojna i dzika, jak jeszcze nigdy. Rano, gdy się obudziłaś przywitał cię wieeeeeeelki misiek z serduszkiem i Liam leżący obok gładzący cię opuszkami palców. Zebrałaś się na odwagę i powiedziałaś mu o wczorajszych badaniach i że dzisiaj masz się stawić po wyniki. Strasznie się przeraził, ale uspokoiłaś go, że tylko coś sprawdzają. Cholernie chciał być dzisiaj przy tobie, ale wiedziałaś, że ma dzisiaj próbę z chłopakami, zaciągnęłaś go tam siłą, po czym udałaś się do kliniki. Lekarz gdy cię zobaczył od razu spochmurniał, twoje przeczucia zaczynały się potwierdzać. Pan doktor powiedział ci, że ma półtorej złej wiadomości i pół dobrej, zakomunikował, że zacznie od tej złej. Dowiedziałaś się, że masz nowotwór złośliwy mózgu z przerzutami. Że będzie cię niszczył do samego końca, a na wszelkie metody jest już za późno, zostało ci jakieś sześć do siedmiu miesięcy życia. A te pół złej i pół dobrej wiadomości to to, że jesteś w ciąży. Jest jedna metoda, przez którą możesz dalej żyć, jednak uśmierci ona maleństwo. Jeśli zdecydowałabyś się rodzić, umrzesz przy porodzie. Nie dotarło to do ciebie. Łzy napłynęły ci do oczu, wybiegłaś z gabinetu płacząc. Długo błądziłaś ulicami Nowego Jorku, w końcu poszłaś nad pobliski zalew. Spędziłaś tam kolejne kilka godzin cały czas myśląc o tym, jaką masz podjąć decyzję. Zmierzchało i robiło się chłodno, nie zwracałaś na to uwagi, wciąż siedziałaś na mostku. Po chwili poczułaś, że ktoś nakrywa cię kocem. Obróciłaś się i zobaczyłaś Liama. Gdy zobaczył twoją twarz w jego oczach również stanęły łzy. Nie chciałaś mu mówić, nie teraz, gdy był tak szczęśliwy i podekscytowany nową trasą koncertową. Ale przecież już teraz nic nie ukryjesz, a decyzję już podjęłaś, zostało tylko go do niej przekonać. Najpierw nie chciał o tym słyszeć, przez kilka dni namów, błagań i oświadczeń wróciliście do tej rozmowy. Powiedziałaś tylko, że decyzję już podjęłaś, on musi ją zaakceptować tak czy inaczej. Rozpłakał się z głową na twoim kolanie, tak usnęliście. 
***
Termin porodu miałaś na jutro, choroba i dziecko wyciągnęły z ciebie ostatnie, jakiekolwiek oznaki życia. Nowotwór pozbawił cię nawet krzty normalności, zwykłego funkcjonowania. Leżałaś w łóżku szpitalnym, odkąd wylądowałaś w szpitalu Liam odszedł tylko raz! Przez dwa miesiące był z tobą 24/7. Zaczęło się, zaczął się poród. Zawieźli cię na salę, Brunet miał zostać na zewnątrz, ale powiedziałaś, że bez względu na wszystko ma być przy tobie. Przy porodzie trzymał cię za rękę, nie puścił nawet na chwilę, cały czas zatracał się w twoich oczach. Dziecko narodziło się strasznie szybko, niespełna w 40 minut. Gdy dziecko zostało "z ciebie wyjęte" zamknęłaś oczy, po krótkiej chwili na monitorze pojawiło się jedno, długie, głośne "_______________________________". Narodził wam się piękny blondynek, ale Liam padł na ziemię, płakał, klęcząc i cały czas do ciebie krzycząc, że tylko śpisz, że nic ci nie będzie, niedługo się obudzisz. Pielęgniarka dała mu coś na uspokojenie,  ale cisnął tabletką w ziemię. POdano mu waszego synka, wtedy choć na chwilę się uspokoił.
***
Po dwóch tygodniach odbył się pogrzeb. Widziałaś wszystko już z góry, widziałaś, jak Liam cierpi, widziałaś to i nie mogłaś nic z tym zrobić. Pomimo iż byłaś tylko ulotnym duchem, to cię tak cholernie bolało....
Gdy wasz mały chłopczyk miał dwa lata Liaś znów zabrał go nad twój grób. Od pogrzebu nie było dnia, w którym nie przychodziłby do ciebie. Zawsze tłumaczył małemu, kto tam leży, i jak wiele dla nich obu znaczy. Tego dnia chłopiec pierwszy raz się odezwał i powiedział "mama", po czym po jego małym policzku spłynęła mała, słona łezka. 





Uf, mam nadzieję, że się podobało... :d 
Jeśli tak, to proszę, jakikolwiek komentarz? Dla mnie to cholernie wiele znaczy, choćby głupie "fajne", bo wtedy wiem, że ktoś to przeczytał, i mu się naprawdę podobało. Dodanie tutaj komentarzu serio nie jest takie skomplikowane, możecie dodać nawet z anonima. Więc proszę, dziękuję, kocham was. <3

A teraz ogłoszenia parafialne. 
Na razie mamy jeszcze luzy, ale potem.... Generalnie lekcje codziennie mam do 13,35, więc jest zajebiście, tylko ten raz, w czwartki do 15.30, ale to da się przeżyć. :P Więc myślę, że imaginy dalej będą tutaj imaginy, o tej 20 tej, czy z jakimiś małymi opóźnieniami, jak dzisiaj, za co serdecznie przepraszam. :D
A jeśli kiedykolwiek by się okazało, że nie dodam, z powodów prywatnych, czy cholernym braku czasu, to przepraszam. <33 I mam nadzieję, że jakoś mi wybaczycie. :3 To ode mnie tyle, dziękuję, za uwagę i czytanie moich wypocin. <3


9 komentarzy:

  1. o boże to jest piękne ryczę <3 mogłabyś napisać dla mnie imagin +18 z Hazzą? <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. yep, babe. <333
      Ale nie płacz.... :ccc
      tylko wiesz, troszke poczekasz, nie? <3

      Usuń
    2. chyba bd musiała :**** <3 wbijaj na mojego bloga katbierozafashion.blogspot.com :) może dzisiaj dodam nowego posta :)

      Usuń
  2. KOCHAM TO NO ! <3
    DAWAJ DLA MNIE +18 Z HORANEM ♥
    http://xpocketsfullofstones.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. of kors bejbe. <3
      tylko na +18 musisz troszkę poczekać, konkretnie, aż najdzie mnie wena... xD wytrzymasz, nie? <33

      Usuń
  3. O kurde pod koniec się poryczałam ;( To jest świetne nawet więcej niż świetne <3 Kocham <3 Zapraszam do mnie http://1doopowiadanie.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity, poryczałam się oczywiście :)

    OdpowiedzUsuń
  5. śliczny. Aż zachciało mi się płakać, ze wzruszenia ;**
    ~Martyna/Tyna ;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Okej. Zacznijmy od tego, że jeśli T.I robiła rutynowe badania co miesiąc nie było możliwości, aby nie wykryć nowotworu mózgu i to jeszcze z przerzutami. Do tego musiałaby mieć jakieś dolegliwości typu omdlenia, częste bóle głowy, uczucie otępiałości.
    Po za absolutnym brakiem wiedzy o medycynie, imagin napisany bardzo fajnie i poprawnie. Pozdrawiam,
    Eveline

    OdpowiedzUsuń