Tego dnia znowu pokłóciłaś się z mamą. Znowu o tate, znów
obwiniała cię o jego śmierć, choć to wcale nie była twoja wina, chciał uratować
ciebie, a sam zginął. Wybiegłaś zapłakana z domu, mieszkałaś w mieście a
zarazem miałaś 20 minut jazdy autobusem do lasu. Zawsze tam jeżdziłaś, gdy
miałaś doła albo handre. Wybiegłaś nawet nie przebierając się. Turkusowa
dresowa mini i czarna bokserka, nie wzięłaś nawet bluzy. Strasznie lubiłaś tą
spódniczkę, była o wiele wygodniejsza niż dresy, czy short'y, dobre na taką
pogodę. Wysiadłaś z autobusu, białe najeczki kontrastowały z twoją ciemną
karnacją, długie blond włosy były rozczochrane od jarmolenia ich, a oczy
zrobione na intensywnie czarny kolor były rozmazane od hektolitrów łez. Szłaś
wzdłuż lasu, wtedy czarny, z przyciemnianymi szybami i alusami qashqai. Leciał
niezłe ponad stówkę, wiedziałaś tylko piach i kurz, który po sobie postawił.
Zatrzymał się przy tobie i brązowooki ciemnoblond chłopak wyjrzał zza szyby
pytając, czy nie masz ochoty się "zabawić". Odpowiedziałaś stanowczo
nie, chłopak nalegał, ale ty byłaś nieugięta. W końcu się wkurzył, powiedział
coś w stylu "teraz" chyba, że źle zrozumiałaś. Nie, jednak
zrozumiałaś doskonale. Tylne drzwi po obu stronach się otworzyły i wyszło z
nich dwóch kolesi napakowanych jak goryle. Przestraszyłaś się w sumie miałaś
czego. Podeszli do ciebie i zapakowali cię do środka, pomiędzy sobą. Wyrywałaś
się i krzyczałaś, ale kto cię usłyszy na takim odludziu , śliczny brązowooki
chłopak jechał jeszcze bardziej w głąb lasu. Zatrzymali się po kilkunastu
kilometrach i dwaj goryle wyprowadzili cię na zewnątrz.
-wybacz kotku, nie chciałaś po dobroci, a ja nie mogę
oderwać od ciebie wzroku-rzucił blondyn z cwaniackim uśmiechem. Zaczełaś go
prosić, żeby nic ci nie zrobił lecz go to jeszcze bardziej nagręcało. W końcu
zaczełaś płakać, ale on już rozpinał spodnie, a jego kompani trzymali cię tak
mocn, że nie mogłaś się ruszyć. No, cóż nie pozostało ci nic innego jak
krzyczeć, choć wiedziałaś, że to nic nie da, ale co miałaś robić? Najpierw
krzyczałaś coś jak "na pomoc", a potem, że oni chcą ci zrobić
krzywdę. Blondyn tylko sie zaśmiał i już podnosił twoją spódniczkę. Wtedy zza
drzewa wyłoniła się piękna, matowo czarna R8. Tylko zapiszczało a z auta
wysiadł niebieskooki chłopak. "cholera! przecież to tomlinson, ten
tomlinson!" powiedziałaś w myślach.
-Cholera! Co wy robicie?! Żeby gwałcić tak idealne stworzenie
jakim jest kobieta?! Co z was za faceci! Skoro tak chcecie, to przy każdej
drodze stoją tirówki, które czerpią z tego przyjemność, a nie kurwa zapłakana i
bezbronna dziewczyna!- krzyczał Lou, wpadł już w jakąś furię. Wtedy jeden z
gahów się puścił, żeby zadać cios twojemu wybawcy, a ty czmychnełaś i szybko
schowałaś w samochodzie niebieskookiego. Louis nie zrobił uniku, dostał tak
mocno że aż go przemroczyło, już nie mogłaś na to patrzeć. Radził sobie, ale
ich było trzech, w tym dwie małpy, znaczy goryle. Zobaczyłaś, że pod nogami
masz kij do baseball'u. Wysiadłaś i chciałaś mu pomóc, ale gwałciciel szedł w
twoją stronę. Krzyknełaś do Lou, rzuciłaś mu kij i szybko zamknełaś się od
środka w samochodzie. Pozałatwiał ich trzech w jakieś 10 minut, oni ju leżeli
nie przytomni, zabrał im jeszcze kluczyki i wrócił do samochodu. Wtedy
zobaczyłaś jak mocno krwawi.
-Boże...lou...znaczy...panie Lou! Co ci jest? jedziemy do
szpitala, mogę poprowadzić, ale już!-powiedziałaś bardzo zdenerwowana.
-Po 1-sze to jestem Lou, jesteśmy pewnie z tego samego
rocznika, a po 2-gie jestem facetem nic mi...- ale jesteś taki delikatny!-
przerwałaś mu- może i jestem gwiazdeczka, ale jestem też facetem, a to znaczy,
że jestem wystarczająco silny i kilka siniaków i rozcięta warga mi nie
przeszkadza. A po za tym... - jak chcesz, to wargą mogę się zająć - byłaś
zamyślona i coś takiego palnełaś, dopiero po chwili dotarło do ciebie co
powiedziałaś do LOUISA TOMLINSINA Z ONE DIRECTION! Byłaś w stanie tylko puścić
buraka-Hmmmm...brzmi kusząco-mówiąc to podniósł jedną brew i schylił się do
ciebie po czym namiętnie, ale tak tak naprawdę namiętnie cię pocałował - no...a
tego... o nic ci on nie zrobił?-spytał z troską w głosie- nie, zdążyłeś mój
wybawco. Lepiej mi powiec skąd się wiedziałeś i ...jjak?-no słyszałem że ktoś
krzyczy, no kurde, musiał bym być jakimś zwyrodnialcem, żeby nie zareagować na
takie coś, księżniczko.-A skąd ten baseball?-zapytałaś?-aaa...właśnie wracam z
meczu od Roberta Pattinsona. Otworzyłaś szerzej oczy, ale nie dałaś poznać po
sobie zdziwienia .
-Jak tu wrócę i ich dorwiemy z chłopakami.
-nie, nie, nie rób sobie problemów!
-ale...-przerwał
-żadnego ale! inaczej wysiadam i nawet i nawet za mną nie
idź. Ze mną wszystko ok.-oznajmiłaś i teraz ty go pocałowałaś.
-nie przekonałaś mnie kochanie...
-nie? podniosłaś się i próbowałaś usiąśc mu na kolanach.
Pocałowałaś go tak namiętnie.
-no już lepiej, choć mała, zmywamy się w takim razie -
oznajmił stanowczo
-to zawieź mnie gdzieś do centrum , nie chce wracać do domu,
do mamy...
Ruszyliście, błądziliście ładnych kilka godzin, jeżdząc bez
celu i rozmawiając, o wszystkim i o całym życiu, was obojga. Poznał twoją
historię. W końcu zatrzymaliście się gdzieś. Była to wielka willa z basenem
itp.
- No to kotku...dziś spędzisz noc u mnie.- uniósł brew,
uśmiechnął się i wysiadł z samochodu. Przyszedł, wziął cię na barana i poszliście
do domu.
Imagin dla "Anja Tomlinson"~ https://plus.google.com/109478904101536385431/posts
Czytam= komentuje, ok? *,*
JUTRO IMAGIN +18. ;>>>
JUTRO IMAGIN +18. ;>>>
Super, nie mogę doczekać się następnego:)
OdpowiedzUsuńEkstra, nie mogę doczekać się następnego rozdziału :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie -->
http://stonedhappinessgirlstory.blogspot.com/
Kurde. CUDO! *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na jutrzejszy ;*
~Martyna/Tyna ;3
Dobree <3 Dzieki xD
OdpowiedzUsuń